Hrtkos
„Ognie
Twe Kosy”
Werewolf Prom. 2024
Hrtkos, nazwa brzmiąca jak kompletnie przypadkowy
zbitek liter, to szyld pod którym kryją się muzycy bardziej znanych, i w
pewnych kręgach cenionych, hord takich jak Prav, Wędrujący Wiatr czy Stworz.
Dla mnie zachęta żadna, gdyż muzyka wymienionych zdecydowanie rozmija się z
moim gustem muzycznym. Życie jednak lubi płatać figle, a tym razem zaserwowało
mi naprawdę sporą niespodziankę, właśnie w postaci Hrtkos. Słowo to zresztą
jest bardzo, bardzo stare, i oznacza „niedźwiedzia”, skracając genezę nazwy do
minimum. Natomiast „Ognie Twe Kosy” to pięćdziesiąt minut muzyki, która
czaruje. Ogólnie ujmując, jest to atmosferyczny black metal. Czyli, znów,
twórczość niekoniecznie z gatunku moich zainteresowań podstawowych. Tylko że
może właśnie gdyby płyt takich jak „Ognie Twe Kosy” było więcej, to i ja byłbym
w stanie się do takiego grania bardziej przekonać. Bo powiem wam, że ten
materiał pochłonął mnie totalnie. Panowie w zasadzie nie wymyślają niczego
nowego, nawet na swoim podwórku. Ba, w ich kompozycjach wyraźnie słychać tą ich
piastowską polskość, tą ludowość, której tak hołdują we wspomnianych wcześniej
zespołach. Tylko tym razem przekaz ten jest jakby bardziej wycofany i
pozbawiony cepeliady, nie wystawiony na plan pierwszy. Na nim królują bowiem
niespieszne pasaże klawiszowo gitarowe. I celowo stawiam między tymi
instrumentami znak równości, bowiem oba odgrywają na tym albumie równorzędną
rolę. W wyniku rzeczonej fuzji otrzymujemy solidne zagęszczenie melodii,
nostalgicznej i cholernie wciągającej, będącej niczym dym kadzidła, otępiający
i sprawiający, że doświadczamy zupełnie nowych wrażeń. Hrtkos w sposób
wyjątkowy dozuje napięcie, lawirując między fragmentami powolnymi, spokojnymi,
niczym ze starej baśni, a momentami, gdy niebo spowijają ciemne chmury, z
których niepodziewanie spada na nas intensywny grad. Trzeba jednak przyznać, że
chwil burzowych jest tu zdecydowanie mniej, a największą zaletą tych kompozycji
jest wspomniany już wcześniej nastrój. Niesamowicie wciągający, czasem (ale to
bardzo czasem) nawet kojarzący się z późniejszą Furią. Świetnie to przy okazji
brzmi, czysto i wyraźnie, chyba dokładnie tak, jak powinno. A jeśli dodamy, że
wydanie tego krążka, niby standardowe, ale obfitujące w bardzo dobre grafiki
(do każdego kawałka mamy oddzielny obrazek, trochę na podobieństwo okładki),
stanowi uciechę także dla oka, to nie pozostaje mi nic innego, jak polecić wam
jego zakup. Tym bardziej, że według mnie, jest to jedno z najlepszych wydawnictw
spod znaku Werewolf Promotion od zarania tej wytwórni, jedno z najlepszych z
gatunku „atmosferyczny black metal” jakie słyszałem w tym roku, a kto wie, czy
nie jeden z lepszych polskich debiutów dwudziestego czwartego.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz