czwartek, 3 października 2024

Recenzja PLOUGHSHARE „Second Wound”

 

PLOUGHSHARE

„Second Wound”

I, Voidhanger Records (2024)

 


Jesienny rzut wydalniczy AD 2024 od I, Voidhagner to jakiś strzał w dyche, co kolejny materiał to klasa sama w sobie. Nie inaczej jest w przypadku australijskiego Ploughshare, które po dwóch pełniakach i kilku mniejszych materiałach atakuje słuchaczy najnowszym albumem „Second Wound”. Nie ukrywam, że do tej pory dane mi było jedynie słyszeć mini „Tellurian Insurgency”, które uważam za jedną z najjaśniejszych pozycji w szerokim katalogu włoskiej wytwórni, ale „Second Wound” wcale od wspomnianego materiału nie odstaje. Wręcz przeciwnie – mam wrażenie, że muzyka ekipy z kraju kangurów nabrała kształtu, uległa pewnemu usystematyzowaniu, wyzbyła się sporego pierwiastka chaosu nie tracąc przy tym wszystkich swoich atutów. Mamy tu powiem do czynienia z black metalem okraszonym domieszką metalu śmierci. Dużo w tym francuskiej szkoły spod znaku Deathspell Omega, Aosoth czy Antaeus, a więc gęsto, intensywnie, ze sporą dozą dysonansów. Do tego dochodzą gęste noisowe i industrialne wstawki, którymi Australijczycy bawili się już wcześniej. Na „Second Wound” są one już integralną częścią kompozycji, są jednym z narządzi do finalnego celu, środkiem artystycznego wyrazu, a nie jedynie dodatkowym elementem ubarwiającym chaos, wybijającym czasami z trajektorii obranego celu. Tutaj celem jest słuchacz, a Ploughshare nie tylko kąsa, ale i upierdala, jak zresztą wszystko co biega i pełza w Australii. Nie ukrywam, że nawet poczułem się zaskoczony faktem jak dużą płynność kompozycyjną prezentuje ten album, jak zaskakująco linearny jest ten krążek jak na standardy tego labelu. Co by nie mówić mamy tu do czynienia z cholernie mocnym nagraniem, które można wymienić w gronie najlepszych wydawnictw tej oficyny. Niżej podpisany jest raczej niedzielnym słuchaczem black metalu, ale tutaj mówimy po prostu o dobrej, ambitnej, bogatej i świetnie napisanej muzyce. Jeśli lubicie dźwięki nieproste i nieszablonowe to można tu walić jak w dym. Polecam!                                          

                                              

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz