Necrosys
„Nekrowersum”
Mara Prod. 2024
Trochę chłopakom zeszło na komponowaniu tego
materiału. No ale nie mogło być inaczej, skoro w międzyczasie, czyli przez
dziewięć lat istnienia zespołu, jego członkowie bawili się w inne projekty
poboczne, z których jeden, konkretnie Grób, przedstawiałem tutaj jakieś dwa
lata temu. Dziś mamy jednak na tapecie „Nekrowersum”, zatem nad tym materiałem
się pochylę. Trzeba powiedzieć, że materiał ten rozpoczyna się w trochę mylący
sposób. Otwierającemu całość „Delektuj się Diabłem” towarzyszy bowiem mocno
blackmetalowa melodia oraz przewijający się w tle dysonansowy riff, co może
sugerować, iż będziemy mieli do czynienia z czarną sztuką, zahaczającą o
bardziej nowoczesną szkołę. Nie wiem, czy to celowa zmyłka, ale dosłownie za
chwilę wchodzimy już w klimat właściwy. Kręgosłupem muzyki Necrosys jest polski
do szpiku kości death metal, inspirowany głównie zespołami lat
dziewięćdziesiątych. Znów (ktoś może pomyśleć, że mam ostatnio obsesję) cisną
mi się na usta porównania z Yattering, głównie w momentach, kiedy panowie łamią
tempo i częstują pozornie prostym, lecz zawierającym sporo zwrotów motywem. Aby
zatem nie było monotematycznie, wspomnę tutaj jeszcze o skojarzeniach z Azarath
(zwłaszcza w szybkich partiach) czy wczesną Traumą. Nie brak na tych nagraniach
konkretnego pierdolnięcia, takiego bezpośredniego i intensywnego, ale i
elementów znacznie wolniejszych. Idealnym numerem reprezentatywnym dla „Nekrowersum” zdaje mi się trzeci na liście „Wybrany, a
nie widać”, zawierający w zasadzie przekrój całej płyty. Płyty niby
nieodkrywczej, na pozór banalnie prostej, a na pewno opartej na
nieskomplikowanych akordach, jednak zawierającej sporo przejść, zmian tempa i
urozmaiceń. Trochę w kontraście do masywnego, staroszkolnego riffowania stoją
solówki – czyste i zdecydowanie bardziej melodyjne. Jak zapewne zdążyliście się
domyśleć, śpiewane jest tu po naszemu, co akurat w tym przypadku nieco mnie
początkowo drażniło. Szybko jednak się przyzwyczaiłem, tym bardziej, że wokalny
wymiot utrzymany jest na odpowiednio wysokim poziomie. Przy okazji zauważyłem
też dodatkowy plus tego wydawnictwa. Otóż jest to typowy grower, i za każdym
razem wchodzi coraz swobodniej, niczym kolejny kieliszek dobrze zmrożonej
wódeczki. Jeśli zatem macie ochotę na solidną porcję rodzimego śmierć metalu,
to ten album jest dla was. Gór nie przenosi, ale na pewno dostarcza
odpowiedniej dawki brutalizy, jak za dawnych czasów. Warto sobie zaaplikować.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz