czwartek, 16 stycznia 2025

Recenzja Nachash „Eschaton Magicks”

 

Nachash

„Eschaton Magicks”

Signal Rex 2025

Nachash to trio z Norwegii, w którego skład wchodzą byli lub obecni członkowie takich zespołów jak Askeregn, Kosmik Tomb i Celestial Bloodshed. Projekt ten założyli w 2011 roku i od tamtej pory wydali epkę, promo i razem z omawianą „Eschaton Magicks”, dwie płyty. Wyżej wymieniona ukaże się 31 stycznia i będzie zawierać siedem kawałków black metalu rzecz jasna. Nie wiem, jak było w przypadku tej kapeli wcześniej, ale będę musiał tą niewiedzę w te pędy nadrobić, bo najnowsza jej produkcja rozerwała mnie na strzępy. Pierwsze cztery numery to tnący jak kosa bleczur, który zagrany został na diabelnie lodowatych gitarach, które wypluwają z siebie cholernie szybkie tremolo poprzeplatane z tradycyjnymi riffami. Panowie te niezwykle raniące uszy wiosła, zestawili z kontrastowo do nich brzmiącą sekcją rytmiczną, ponieważ dość wyraźny bas i dudniące beczki swą masywnością dobitnie odstają od zgrzytliwie nastrojonych gitar, ale nie to jest tutaj najważniejsze. Istotny jest ogólny obraz tych kompozycji, które swym usposobieniem przypominają chwilami „Welcome To Hell”, „Endless Pain” czy „Bathory” tyle, że na zwiększonych obrotach, które ze względu na tempo i kąśliwość nie boję się nazwać speed-black metalem. Dzięki potraktowaniu go dodatkowo i miejscami syntezatorowym tłem, a także doprawieniu wyjątkowo nieprzyjaznymi wokalami uzyskał on ekstraokultystyczną aurę, która niebywale potęguje jego siłę rażenia. Nachash zdecydowanie zwalnia na trzech ostatnich utworach, podczas których do muzyki Norwegów wkrada się nieco więcej melodii, a wijące się niczym żmije tremolo pozostają w odwodzie w stosunku do przeważających tu cięższych i majestatycznych akordów. Mistyczny charakter „Eschaton Magicks” wyłania się z tych aranżacji w pełnej krasie i swym wydźwiękiem przypomina delikatnie ujęcie greckie, lecz w tym wypadku chwytliwości nie są tak leciutkie i ciepłe jak u Hellenów, gdyż ich ciężka i rytualna aura w stanowczy sposób budzi grozę. Cóż, Norwedzy umieją w black metal, a to wydawnictwo jest wyjątkowo mrocznym i agresywnym jego przedstawicielem. Surowa i upiorna rogacizna, której klasyczny fundament urozmaicono kilkoma współczesnymi rozwiązaniami oraz „tchnieniem śmierci”. Siedem do bólu satanicznych kawałków niczym „siedem grzechów głównych” na początek roku. Wspaniały krążek.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz