Ruttokosmos
„Apoteoosi”
Werewolf Rec. 2024
To
już dość stary i enigmatyczny projekt z Finlandii, który powstał w 2003 roku.
Krótko po tym zarejestrował on dwie demówki, po czym zniknął. Na scenie pojawił
się ponownie trzy lata temu, aby przypomnieć swoje wczesne nagrania na
kompilacji. Dwudziestego grudnia Ruttokosmos wydał w końcu debiut, na którym
umieścił pięć długich numerów, bo zebrane do kupy dają one trzy kwadranse
muzyki. Jest to depresyjny black metal w szczególnej formie, która odznacza się
dużą surowością oraz leniwą agogiką. Gitary są bardzo zimne i chropowate, co
mogłoby wskazywać na rejestrację dźwięku w jakiejś piwnicy i to one wiodą tutaj
prym. Wygrywane na nich powolne tremolo, snują przygnębiające melodie przy
akompaniamencie wycofanej sekcji rytmicznej. Ta smutna gędźba płynie zwolna i
złożona jest z frunących w przestrzeń, rozwleczonych riffów, które swym
brzmieniem, charakterystycznym przesterem oraz melancholią samobójcy, jawi mi
się jako oryginalne i odważne połączenie shoegaze z blekiem. Tu również jak w
tej muzyce dla pogubionych, amerykańskich nastolatków, spotykamy się z ponurymi
chwytliwościami i pełznącymi przed siebie w ślimaczym tempie akordami o
niemalże poetyckiej ulotności. Potrafią one chwilami także przyspieszyć i na
moment zamienić się w krótką, aczkolwiek kąśliwą zamieć śnieżną, która szybko
opada, wracając na poprzednie tory. Pierwsza płyta Ruttokosmos to raczej rzadko
dzisiaj spotykany odłam introspekcyjnego black metalu, który w dodatku wywołuje
skojarzenia z równie emocjonalnym podgatunkiem rocka alternatywnego jakim jest
shoegaze (ale mogą to być tylko moje omamy). Niemniej jednak „Apoteoosi”
przepełniony jest mrocznym i destrukcyjnym sentymentalizmem, który usłyszeć
można nie tylko w zawartej na tym krążku muzyce, ale również w tekstach
wykrzykiwanych udręczonym głosem w języku fińskim. Black metal dla zalęknionych
i niestabilnych, tak więc uważajcie!
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz