środa, 8 stycznia 2025

Recenzja Scrüda „Fury Among Ruins”

 

Scrüda

„Fury Among Ruins”

Godz ov War 2025

No to, po wrzuconym tu przed chwilą tekście dotyczącym splitu z Garota, mamy na tapecie debiutancki pełniak Scrüda. Wiele sobie po tym wydawnictwie obiecywałem, i bynajmniej się nie zawiodłem, mimo iż nie jest ono takie oczywiste, jak się tego spodziewałem. Przede wszystkim, zaszło w twórczości zespołu kilka drobnych zmian. Podstawową jest język, za pomocą którego panowie przekazują swoje myśli światu. Na poprzedzającym  pełnowymiarowy debiut splicie śpiewane było po naszemu. Na „Fury Among Ruins” jest już po „ichniemu”, czyli anglikańsku. Nie wiem, może to i dobrze. Zawsze można w te sposób ukryć prymitywność liryczną. Tak sobie tylko strzelam, bo zgaduję, iż przekaz słowny chłopaków z  Gdańska nie jest bardziej wysublimowany niż sama muzyka, zatem niektórych mogłaby razić. Natomiast rzeczona muza, to prawdziwy crossoverowy rozpierdol. Wspomniałem, że nagrania te stanowią pełne wydawnictwo Scrüda. Teoretycznie tak, ale od razu zaznaczam, że szału pod względem długości nie ma. Całość, czyli dziesięć kompozycji, to coś koło osiemnastu minut thrash metalu skażonym mocno punkową infekcją. Ten materiał to taka mała petarda, pełen wkurwu ładunek skonstruowany przez maniaków staroszkolnego grania, chłopaków zafascynowanych muzyką od Napalm Death po S.O.D. Gnają kolesie przed siebie ile fabryka dała, serwując po drodze norweskimi tremolo („Frozen Heart”) łączonymi z klasycznym kostkowaniem w stylu lat osiemdziesiątych (większość numerów). Sporo na tym albumie d-beatów. Nie mniej wariacji wokalnych, sprowadzających się głównie do przekrzykujących się dwóch głosów, totalnie wkurwionych i pełnych agresji. Ciężko przy tych utworach usiedzieć na dupie, bo ta samoistnie radośnie podskakuje. Tym bardziej, że słychać na „Fury Among Ruins” tą naturalną szczerość, oddanie dla lat minionych. Tutaj nic nie jest udawane, wszystko wypływa prosto z serducha, zatem odbiór tych piosenek jest równie naturalny. A że brzmi to totalnie w pytę, jak ”za dawnych czasów”, to mankamentów na tym krążku niewiele. Kocham takie nagrania. Nie tylko dlatego, że przypominają mi młodość, ale dlatego, że są dowodem, iż młodsi koledzy też czują te same wibracje, które rajcowały mnie trzydzieści lat temu. Co ja będę dużo gadał. Scrüda nagrali bardzo dobry album, który na pewno sprawi wiele frajdy niejednemu maniakowi starej szkoły. Dla mnie bomba.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz