czwartek, 2 stycznia 2025

Recenzja Weed Demon „The Doom Scroll”

 

Weed Demon

„The Doom Scroll”

Electric Valley Records 2025

Niespodzianką dla nikogo pewnie nie będzie z jaką muzyką, włączając ten album, będziemy mieć do czynienia, gdyż wiadomo jakim gatunkiem zajmuje się włoska wytwórnia Electric Valley Records. Jasne, jest to stoner tyle, że tym razem mocno doprawiony doom i sludge metalem oraz nutką psychodelii. Weed Demon to amerykański kwartet, pochodzący z Ohio, a „The Doom Scroll” to już ich trzeci album, który dostępny będzie od 31 stycznia. Po halucynogennym intrze wchodzi pierwszy z pięciu kawałków, który częstuje nas typową, stonerową bujanką z delikatną domieszką szlamu. Mocno mi tu śmierdzi wczesnym Cathedral i demówkami Anathema, bo przełamujące ciężkie akordy melodie, wyraźnie zalatują ówczesnym, dopiero co wyłaniającym wtedy swój łeb gotykiem. To instrumentalny wałek, który nieźle gniecie i wprowadza w trans. Sytuacja diametralnie się zmienia wraz z początkiem kolejnego utworu, który zaczyna się mieszanką westernowego bluesa z dungeon-synth, snującą tajemniczą melodię, której towarzyszy senne, quasi-kobiece nucenie. Przypomina to trochę wydawnictwa 4AD oraz filmy David’a Lynch’a, gdyż poetyka tego wstępu jawnie wskazuje na estetykę wymienionych „marek”. Po około dwóch minutach przeradza się on w dość agresywnego, sludge’owego walca z brutalnymi wokalami, który kruszy kości. W trzecim numerze Weed Demon stawiają na bardziej doomowe klimaty. Zwalniają nieco i stosując tłumione bicie strun, udają się w dystopijne klimaty, kreśląc ciężkimi i psychodelicznymi riffami obraz ponurej zagłady. Przedostatnia kompozycja to kolejny instrumental, będący ezoterycznym bluesem z ponurą melodią i niepokojącym zakończeniem. Płytę zamyka ciekawie zaaranżowany cover Frank’a Zapp’y, który będzie dostępny tylko na wersji winylowej więc ci, którzy posiadają gramofony, a lubią ten gatunek powinni się raczej zaopatrzyć w placka. Podsumowując, trzecia produkcja tego kwartetu i moje pierwsze z nim spotkanie uważam za udane, choć jest tu trochę niespójnie. Jednakże to rasowa muzyka, która zagrana jest na mięsiście przesterowanych i zdrowo przybrudzonych gitarach i słoniowatej sekcji rytmicznej, a także podbita ostrymi wokalizami. Posypana szczyptą demonicznej psychodelii wprowadza odbiorcę w soniczny haj. Ach te THC.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz