Weed
Demon
„The
Doom Scroll”
Electric
Valley Records 2025
Niespodzianką
dla nikogo pewnie nie będzie z jaką muzyką, włączając ten album, będziemy mieć
do czynienia, gdyż wiadomo jakim gatunkiem zajmuje się włoska wytwórnia
Electric Valley Records. Jasne, jest to stoner tyle, że tym razem mocno
doprawiony doom i sludge metalem oraz nutką psychodelii. Weed Demon to
amerykański kwartet, pochodzący z Ohio, a „The Doom Scroll” to już ich trzeci
album, który dostępny będzie od 31 stycznia. Po halucynogennym intrze wchodzi
pierwszy z pięciu kawałków, który częstuje nas typową, stonerową bujanką z
delikatną domieszką szlamu. Mocno mi tu śmierdzi wczesnym Cathedral i demówkami
Anathema, bo przełamujące ciężkie akordy melodie, wyraźnie zalatują ówczesnym,
dopiero co wyłaniającym wtedy swój łeb gotykiem. To instrumentalny wałek, który
nieźle gniecie i wprowadza w trans. Sytuacja diametralnie się zmienia wraz z
początkiem kolejnego utworu, który zaczyna się mieszanką westernowego bluesa z
dungeon-synth, snującą tajemniczą melodię, której towarzyszy senne, quasi-kobiece
nucenie. Przypomina to trochę wydawnictwa 4AD oraz filmy David’a Lynch’a, gdyż
poetyka tego wstępu jawnie wskazuje na estetykę wymienionych „marek”. Po około
dwóch minutach przeradza się on w dość agresywnego, sludge’owego walca z
brutalnymi wokalami, który kruszy kości. W trzecim numerze Weed Demon stawiają
na bardziej doomowe klimaty. Zwalniają nieco i stosując tłumione bicie strun,
udają się w dystopijne klimaty, kreśląc ciężkimi i psychodelicznymi riffami
obraz ponurej zagłady. Przedostatnia kompozycja to kolejny instrumental, będący
ezoterycznym bluesem z ponurą melodią i niepokojącym zakończeniem. Płytę zamyka
ciekawie zaaranżowany cover Frank’a Zapp’y, który będzie dostępny tylko na
wersji winylowej więc ci, którzy posiadają gramofony, a lubią ten gatunek powinni
się raczej zaopatrzyć w placka. Podsumowując, trzecia produkcja tego kwartetu i
moje pierwsze z nim spotkanie uważam za udane, choć jest tu trochę niespójnie.
Jednakże to rasowa muzyka, która zagrana jest na mięsiście przesterowanych i
zdrowo przybrudzonych gitarach i słoniowatej sekcji rytmicznej, a także podbita
ostrymi wokalizami. Posypana szczyptą demonicznej psychodelii wprowadza
odbiorcę w soniczny haj. Ach te THC.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz