sobota, 4 stycznia 2025

Recenzja Hautajaisyö „En Murru En Taivu”

 

Hautajaisyö

„En Murru En Taivu” E.P.

Inverse Records 2024

Nigdy ich nie słyszałem, a wydali już kilka płyt, zaś dwunastego grudnia wypuścili epkę, na której upchnęli cztery stare kawałki w odświeżonej wersji. Finowie początkowo grali jako Redeye, ale w 2014 roku postanowili komponować w swoim języku i przekształcili się na Hautajaisyö. Panowie tworzą death-thrash metal i w takim stylu, rzecz jasna, utrzymane jest to wydawnictwo. Cztery krótkie strzały muzyki o dość ciężkim brzmieniu i niemożliwie dudniącej sekcji rytmicznej, w której jak mi się zdaje bas odgrywa główną rolę, choć beczki także nieźle gruchoczą kości. W gruncie rzeczy nic nowego tutaj usłyszeć się nie da, gdyż to prosta napierdalanka o niewyszukanej melodyjności, która jednak trochę radochy daje, bowiem kwartet ten dwoi się i troi, aby czas nam umilić zmiennymi tempami i różnym kostkowaniem. Całość zapodana w staroszkolnym stylu, czyli sporo dynamicznego i gęstego mielenia, do którego Hautajaisyö dokładają też sporą garść wysokotonowych i delikatnie technicznych zagrywek, a wszystko dodatkowo okraszone punkowym sznytem i barbarzyńskimi wokalami. Metal śmierci, który intensywnie i z gracją gniecie. Lekko odchudzony poprzez wyraźny pierwiastek thrashu, chłoszcze i drapie brutalnie. Do tańca na koncertach zapewne też porywa tłum, bo jest w swej energicznej i bezlitosnej bestialskości również strasznie chwytliwy. Bez problemu i jak w masło wchodzi do uszu, co skutkuje bezwiednym machaniem głową, a i nóżka równie odruchowo podskakuje. Prosto, bez obwijania w bawełnę i opierdalania się Finowie jadą do przodu. I tyle w temacie.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz