Sinner
Rage
„Powerstrike”
Dying Victims Productions 2025
Istnieją
od niedawna, bo debiutowali w zeszłym roku demówką. W lutym, ten hiszpański
kwintet wraca z pierwszą płytą, na której zamieścili osiem kawałków w heavy
metalowym tonie. W gruncie rzeczy to klasyczne granie z dużymi naleciałościami
hard rocka i glam metalu, którego pełno było swego czasu w MTV. Odznacza się
bardzo dużą melodyjnością, charakterystyczną dla tego gatunku rytmiką co składa
się na jego niezobowiązującą formę, która nie nastręcza żadnego kłopotu z jego
odbiorem. Chwytliwe refreny, aksamitny głos wokalisty, krótkie harmonijne
solówki i balladowe wtrącenia to właśnie obraz „Powerstrike”. Muzyka zagrana
naturalnie, płynąca lekko i bez pośpiechu. Sinner Rage posiada ostre brzmienie,
energiczną sekcję rytmiczną, dwie gitary prowadzące między sobą dialog oraz
niezły wokal więc wszystko się tu zgadza. Ekspresyjna i relaksacyjna muza,
która przywołuje młodzieńcze lata, kiedy to zgłodniały fan metalu mógł zobaczyć
w telewizji jedynie Saxon, Queensrÿche czy też Mötley Crüe. Jak u tych kapel
tak i u Hiszpanów mamy do czynienia z przestrzenną i delikatnie atmosferyczną
gędźbą, której piosenki oparte na utartym schemacie, zwrotka, refren, zwrotka,
solo, porywają bez trudu do tańca, ale też delikatnie podrapać potrafią. Płyną
w zmiennym tempie i z różnym natężeniem. Tylko niekiedy ciężkością i
agresywnością zbliżają się do heavy metalowych klimatów i są to raczej krótkie
momenty. Sinner Rage stawia raczej na przebojowość i delikatność, co wykreowało
finezyjne i o ekstatycznym usposobieniu utwory. Jak dla mnie trochę jest tu
zbyt anemicznie i w związku z tym dodałbym trochę kopa, ale wielbiciele takiego
grania z pewnością uznają ten album za dobry początek.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz