Planet Hell
„Mission Three”
Mad Lion Rec. 2024
Planet Hell to zespół o którym wcześniej słyszałem,
zresztą niejednokrotnie, jednak biorąc pod uwagę gatunek przez nich wykonywany,
niekoniecznie będący dla mnie priorytetem, dotychczas skutecznie pomijanym. Jak
już jednak kiedyś wspomniałem, jestem leniwym chujem, i jeśli ktoś mi czegoś
nie podsunie pod nos, to średnio mi się chce poszukiwać. Trafiło się jednak, że
chłopaki płytę podesłali. I cholernie się z tego cieszę, bo po raz, nie wiem
już który, zostałem bardzo miło zaskoczony. Planet Hell grają techniczny death
metal, lirycznie oparty o twórczość Stanisława Lema, a w tym konkretnym
przypadku o jego „Summa Technologiae”. Już sama zawartość przekazu słownego
jest zatem mocno intrygująca. Tak samo jak oprawa graficzna, obfitująca w
futurystyczne grafiki, idealnie odzwierciedlające muzyczne oblicze zespołu. Muzyka z jaką się
tutaj spotykamy to totalny odjazd. Pokaz muzycznych umiejętności, kreowania
kosmicznych wizji, łamania schematów, kombinowania na potęgę, z jednoczesnym
zachowaniem ducha death / thrash metalu z okresu lat dziewięćdziesiątych. To
taka fuzja Cynic, Pestilence (z czasów „Spheres”), Atheist z późniejszym
Carcass. Jednocześnie będąca tworem wyjątkowo oryginalnym, bynajmniej nie
cytującym wspomnianych klasyków w sposób dosłowny. Co jest mega zaletą tych
nagrań, to fakt, iż potrafią one niesamowicie wciągać, a dzięki swojej
złożoności nie odkrywają wszystkich kart już na początku gry. Aranżacje Planet
Hell są logicznie uwarunkowane, ponadprzeciętnie spójne i mające określony cel.
A celem tym jest zabranie was w podróż do innego wymiaru, podróż w kolorowy kosmos,
przedstawienie wam szerokiej wizji wszechświata. To, co muzycy tutaj prezentują,
to jest najwyższa klasa rozgrywek i prawdziwy kunszt. „Mission Three” jest chwilami
nieco chaotyczna, pozbawiona typowych dla „piosenek” schematów, podróżująca
swoimi ścieżkami. Cholernie dużo na tej płycie elementów zaskakujących,
nieoczywistych, przeciwstawnych. Ilością
zawartych na tym albumie pomysłów można by spokojnie obdarzyć kilka innych
wydawnictw. Mamiące melodie, kąśliwa zadziorność, albo niemal djentowe łamańce,
plus klawiszowe, oszczędne ozdobniki w tle, potęgujące wspomniany już pozaziemski
klimat. Wszystko jest tutaj niesamowicie poskładane, a wspomniany wcześniej
pozorny chaos umiejętnie ujarzmiony. W swoim gatunku Planet Hell to zespół
światowej klasy, a „Mission Three” jest dla mnie chyba najlepszym albumem od
czasu kiedy spuszczałem się nad „Crust” Sadist. Kto ich jeszcze nie zna, niech
sprawdza koniecznie.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz