sobota, 11 stycznia 2025

Recenzja Planet Hell „Mission Three”

 

Planet Hell

„Mission Three”

Mad Lion Rec. 2024

Planet Hell to zespół o którym wcześniej słyszałem, zresztą niejednokrotnie, jednak biorąc pod uwagę gatunek przez nich wykonywany, niekoniecznie będący dla mnie priorytetem, dotychczas skutecznie pomijanym. Jak już jednak kiedyś wspomniałem, jestem leniwym chujem, i jeśli ktoś mi czegoś nie podsunie pod nos, to średnio mi się chce poszukiwać. Trafiło się jednak, że chłopaki płytę podesłali. I cholernie się z tego cieszę, bo po raz, nie wiem już który, zostałem bardzo miło zaskoczony. Planet Hell grają techniczny death metal, lirycznie oparty o twórczość Stanisława Lema, a w tym konkretnym przypadku o jego „Summa Technologiae”. Już sama zawartość przekazu słownego jest zatem mocno intrygująca. Tak samo jak oprawa graficzna, obfitująca w futurystyczne grafiki, idealnie odzwierciedlające  muzyczne oblicze zespołu. Muzyka z jaką się tutaj spotykamy to totalny odjazd. Pokaz muzycznych umiejętności, kreowania kosmicznych wizji, łamania schematów, kombinowania na potęgę, z jednoczesnym zachowaniem ducha death / thrash metalu z okresu lat dziewięćdziesiątych. To taka fuzja Cynic, Pestilence (z czasów „Spheres”), Atheist z późniejszym Carcass. Jednocześnie będąca tworem wyjątkowo oryginalnym, bynajmniej nie cytującym wspomnianych klasyków w sposób dosłowny. Co jest mega zaletą tych nagrań, to fakt, iż potrafią one niesamowicie wciągać, a dzięki swojej złożoności nie odkrywają wszystkich kart już na początku gry. Aranżacje Planet Hell są logicznie uwarunkowane, ponadprzeciętnie spójne i mające określony cel. A celem tym jest zabranie was w podróż do innego wymiaru, podróż w kolorowy kosmos, przedstawienie wam szerokiej wizji wszechświata. To, co muzycy tutaj prezentują, to jest najwyższa klasa rozgrywek i prawdziwy kunszt. „Mission Three” jest chwilami nieco chaotyczna, pozbawiona typowych dla „piosenek” schematów, podróżująca swoimi ścieżkami. Cholernie dużo na tej płycie elementów zaskakujących, nieoczywistych, przeciwstawnych.  Ilością zawartych na tym albumie pomysłów można by spokojnie obdarzyć kilka innych wydawnictw. Mamiące melodie, kąśliwa zadziorność, albo niemal djentowe łamańce, plus klawiszowe, oszczędne ozdobniki w tle, potęgujące wspomniany już pozaziemski klimat. Wszystko jest tutaj niesamowicie poskładane, a wspomniany wcześniej pozorny chaos umiejętnie ujarzmiony. W swoim gatunku Planet Hell to zespół światowej klasy, a „Mission Three” jest dla mnie chyba najlepszym albumem od czasu kiedy spuszczałem się nad „Crust” Sadist. Kto ich jeszcze nie zna, niech sprawdza koniecznie.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz