wtorek, 21 stycznia 2025

Recenzja Moon Wizard „Sirens”

 

Moon Wizard

„Sirens”

Hammerheart Records 2025

Nie słyszałem ich wcześniej, ale najnowszy, trzeci już album w karierze tej amerykańskiej grupy przypadł mi do gustu. Jest to stoner, który nieco różni się od tych mi dotychczas znanych. Ogólna jego charakterystyka jest standardowa dla tego gatunku. Wiadomo, gitary przepuszczone przez odpowiedni fuzz, masywna sekcja rytmiczna, bujające po „sabbathowemu” riffy, klasyczne „kwaśne” solówki i gotowe. Oczywiście jak na ten styl przystało, ciężkie i smoliste akordy płynące w średnich tempach, gwarantują mnóstwo dusznego klimatu lat siedemdziesiątych i właśnie tutaj „jest pies pogrzebany”, ponieważ brzmienie Moon Wizard jest nieco odchudzone w porównaniu z tym, jakiego używa większość kapel spod tego znaku. Co za tym idzie kieruje ono muzykę tego kwartetu w stronę psychodelicznego rocka niż doom metalu, ale nie tylko gdyż świadczą o tym także wysoka melodyjność kompozycji oraz lekkość z jaką akordy przelewają się z jednego w drugi. Kreuje to bardzo chwytliwą i przebojową muzę, która chwilami może kojarzyć się z Monster Magnet czy nawet zespołami grającymi proto-metal. Dużą zasługę w tym mają także klasyczne wstawki z użyciem tak zwanej „podłogowej kaczki”, która wprowadza mocny pierwiastek psychodeliczny do „Sirens”. Dopełnieniem całości są wokale, które stawiają wyraźną „kropkę nad i”, bo ich barwa oraz sposób śpiewania Joseph’a Fiel’a i Sami Wolf bez pardonu wdzierają się między tekstury, wybijając się i unosząc ponad nimi, podkreślając harmonijność aranżacji. Stoner zaserwowany przez Moon Wizard to starodawny, ciężki rock dociążony doomowymi naleciałościami. Zadziwia swobodą i nostalgiczną atmosferą, w którą wdziera się momentami halucynogenny klimat tamtych lat. Odpowiednia produkcja nadała mu surowego brzmienia, które urzeka swoją chropowatością. Klasyczna rzecz o słusznej wadze. Jeśli lubicie Kyuss i jemu podobnych, to bierzcie i słuchajcie.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz