piątek, 3 stycznia 2025

Recenzja Towards Hellfire „Inquisitors of Blasphemy”

 

Towards Hellfire

„Inquisitors of Blasphemy”

Putrid Cult 2024

Wydany niecałe dwa lata temu debiut Towards Hellfire to był naprawdę zacny cios i kolejny dowód na klasę naszej sceny blackmetalowej. O następcę byłem w zasadzie spokojny, bowiem jeśli w skład zespołu wchodzą tacy muzycy jak Rambo (John J?), Diabolizer i Pilaf, to wiadomo, że lipy nie będzie. „Inquisitors of Blasphemy” to drugi akt uwielbienia dla sceny północnej i lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. W zasadzie zastanawia mnie jedno, i łączy się z tym, co napisałem przed chwilą. Bo w sumie człowiek muzyków zna, wie na co ich stać, ale gdy tak sobie słucham tych nagrań, to nadziwić się nie mogę jak wysoką klasę reprezentuje Towards Hellfire. Dodatkowo grając muzykę pod żadnym względem nie odkrywczą, bo opartą na piosenkach znanych i lubianych. Te czterdzieści minut to głęboki pokłon dla szwedzkiego metalu spod znaku Dawn, Sacramentum czy Setherial. I w tym temacie absolutnie nie ma o czym dyskutować. Jest drapieżnie, jadowicie i zadziornie, a jednocześnie utwory te przesiąknięte są wręcz melodią. I to tak naturalną, płynącą swobodnie niczym górski potok. Solówki… Kurwa, to jest coś wspaniałego, nie tylko podkreślającego klasyczny sznyt samej muzyki ale i klasę autora. Diabolizer po raz kolejny udowodnił, a czym wręcz zszokował mnie na „Death Upon the Holy Throne”, że potrafi zagrać bardziej technicznie niż w większości projektów w których się udziela. Na przeciwnym biegunie umieścić można wokale. Te z kolei są proste, oparte na solidnym wrzasku, bez jakichkolwiek kombinacji z tonacją, zarazem idealnie pasujące do podkładu muzycznego i tworzące swoją dodatkową,  krzyczaną melodię. Świetnie to wszystko brzmi, aż się łezka w oku kręci, i świetnie się tego słucha. Na tej płycie nie ma ani jednego zbędnego momentu, a bez względu, czy na pełnej prędkości, czy w tempie umiarkowanym, całość zazębia się z chirurgiczną precyzja. Jeśli zamknąć oczy, to przy niektórych tremolo można niemal poczuć zapach i smak maminej zupy z dzieciństwa, serwowanej po powrocie ze szkoły. Jestem przekonany, że gdyby „Inquisitors of Blasphemy” została nagrana trzydzieści lat temu, dziś byłaby wymienianym w pierwszym rzędzie klasykiem. No i jeszcze ta okładka autorstwa von Rittera, no ja pierdolę! Od razu chcę taką koszulkę. Premiera płyty planowana jest na styczeń, i przyznam, że lepszego wejścia w nowy rok wydawniczy dla Putrid Cult bym sobie nie wyobrażał. Jestem tym absolutnie kupiony!

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz