wtorek, 22 lutego 2022

Recenzja ARMA CHRISTI „Egocentric Oblivion”

 

ARMA CHRISTI

„Egocentric Oblivion”

Wydawnictwo Muzyczne Psycho 2016

A teraz cofniemy się w czasie o kilka lat, a konkretnie do roku 2016, gdyż to właśnie wówczas ukazał się w barwach Wydawnictwa Muzycznego Psycho jedyny, pełny album śląskiego horda Arma Christi, za który całą odpowiedzialność ponosi niejaki Thorn. Niestety projekt ten dokonał już żywota (a szkoda, bo ciekawie chłop tu rzeźbił), ale ślad w postaci „Egocentric Oblivion” po sobie zostawił, a że to dobry materiał jest, toteż postanowiłem skrobnąć o nim słów parę. Jak zapewne się już domyślacie, zespół ten zgłębiał tajniki Black Metalowej materii, a opisywane tu wydawnictwo jest efektem tychże praktyk poznawczych. Materiał ten zgrabnie łączy w sobie siarczysty, chropowaty, bestialski, czarci napierdol oparty na gęstych blastach, grubo dudniącym basie, zimnych, ziarnistych, niszczących w pizdu riffach i rasowych, ponurych, bluźnierczych wokalach z mizantropijnymi, atmosferycznymi partiami o rytualno-modlitewnych charakterze, przepełnionymi tajemniczymi szeptami i nawiedzonymi śpiewami o medytacyjnym szlifie. Prócz jadowitej, chwilami niemal kakofonicznej jazdy przywodzącej na myśl produkcje Tsjuder, Sargeist, czy Infernal War otrzymujemy tu więc także sporo zawiesistego, mrocznego, psychodelicznego z lekka klimatu pokroju Massemord, odhumanizowane, industrialne, lodowate tekstury o posmaku Iperyt, czy też Mysticum, oraz monumentalne dotknięcie klawisza kierujące nasze myśli w stronę pierwszych płyt Cesarza. Nienawiści i mrożącej krew w żyłach wściekłości tu zatem od chuja i jeszcze trochę, ale i złowróżbny, przygnębiający, grobowy klimacik także jest niezgorszy. Biorąc pod uwagę fakt, że Thorn stworzył tę produkcję od A do Z, czyli od skomponowania poprzez nagranie na miksach, masteringu i ogólnej produkcji skończywszy, to kurwa naprawdę należy się chłopu szacunek. Sporo dzieje się na tym albumie i chwilkę czasu trzeba poświęcić, aby zgłębić wszystkie, przesycone ciemnością zakamarki tej płyty, a wierzcie mi, niektóre jej patenty przytłaczają, konkretnie i bez pierdolenia ryjąc beret. Mimo dosyć sporej gęstości i surowości dobrze ta płytka brzmi. Dźwięk jest soczysty i ciężki, a zarazem na tyle przestrzenny, że każdy z instrumentów może rozwinąć tu skrzydła, bez większych problemów się uzewnętrznić i wyrzygać, co mu leży na wątrobie. Dobra, naprawdę dobra i intrygująca  płytka, która zarazem ciekawie rokowała na przyszłość. Szkoda, że nie doczekamy się jej kontynuacji… a może Thorn tchnie kiedyś ponownie życie w ten projekt? Zobaczymy, wszak niezbadane są ścieżki Rogatego, a póki co polecam ten krążek wszystkim maniakom czerni, którzy jeszcze z różnych przyczyn nie zdążyli się z nim zapoznać. Warto, w przypadku tej płyty nadrobić zaległości.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz