Bottlekopf
„The Jokes Are Over”
WM Psycho 2022
„Koniec żartów panowie” – powiedział Bottlekopf
wychodząc z piwnicy po ośmiu latach, dzierżąc w dłoni świeżo otwartą butelkę
party groove death metalu, „Czas na zabawę!”. Tak obrazowo można zilustrować
drugi krążek Ślązaków, który lada dzień ujrzy światło dzienne nakładem WM Psycho. Rozpoczyna się on nieco na opak. Większość albumów atakuje bowiem od
początku najsmaczniejszymi kąskami, podczas gdy pierwsze dwie kompozycje (jeśli
nie liczyć intro) na „The Jokes Are Over” przelatują jakoś tak bez większych emocji.
Co prawda czuć w nich vibe starej Sepultury, czy może raczej jedynki Cavalera
Conspiracy, ale to jeszcze nie jest to. Cała zabawa zaczyna się od
podrywającego, energetycznego riffu w „My Breath”, a przy kolejnym „Silent”
nóżka już sama chodzi praktycznie do samego końca płyty. Bottlekopf serwują nam
wzbogacony o solidny groove, trochę death’and'rollowy metal ze sporą ilością
ciężkich harmonii, zagrany z polotem i naturalną lekkością, co słychać choćby w
pojawiających się w kilku miejscach partiach solowych. Słuchając tej płyty można
znaleźć odniesienia do Gorefest, jest tu też trochę późniejszego Entombed, a
najbardziej fakt ten uwypukla wokal, będący właśnie wypadkową pomiędzy Petrovem
a De Koeijer’em. Chwilami nasuwa mi się też skojarzenie z jedynką Machine Head,
choć nie wiem czy słusznie, bowiem nie słuchałem tej płyty z ćwierć wieku. Nie
da się też nie usłyszeć tu inspiracji punkiem, znajdzie się kilka drobiazgów z
szufladki HC... Chłopaki wyraźnie w dupie mają czystość gatunkową i sięgają po
wszelkie dostępne środki by uczynić swoją muzykę jak najbardziej nośną. I
wiecie, to im się cholernie udaje, bo tych nagrań słucha się z wielkim bananem
na ryju. Tym bardziej, że zespół pokusił się o kilka bardzo oryginalnych
wstawek, jak choćby basowe wygibasy w „Way to Decapitation”, albo brzmiący jak
zagrany na jakimś dęciaku wstęp do „Brainwash”, nota bene jednego z wolniejszych,
za to strasznie wbijającego się w pamięć utworów. Z drugiej strony każdy z
kawałków na „The Jokes Are Over” jest wyrazisty i każdy z nich ma szansę na
zostanie osobistą „piosenką dnia”, w zależności w którym momencie wysiądziemy z
auta, jeśli wiecie co mam na myśli. Bo prawdą jest, iż Bottlekopf potrafią w
dobrą, niezobowiązującą melodię. Czuć w tej muzyce sporo luzu, czego flagowym
przykładem mógłby być „Dead Blues”, utwór który powinien być puszczany
poglądowo na wykładzie „Jak wyciągnąć kija z dupy”. Przede wszystkim jednak,
według mnie, jest to muzyka typowo koncertowa, zwłaszcza po kilku browarkach.
Bardzo odpowiada mi też brzmienie tych piosenek, nie jakieś tam wycackane,
zrobione, jak wszystko na tym albumie, na totalnym luzaku, ze stukającą garażowo perkusją, za to bardzo
wyraźnie słyszalnym, wykonującym sporą robotę basem. Spodobała mi się ta płyta.
Może nie, żebym zaraz miał tatuować sobie okładkę na plecach, ale zdecydowanie
bardziej, niż się początkowo spodziewałem. Co by dużo nie gadać, jeśli chcecie
posłuchać ze znajomymi przy piwku chwytliwej muzyki okołodeathmetalowej,
pogibać się jak pierdolony rezus czy po prostu odprężyć po męczącym dniu, to
włączcie sobie „The Jokes Are Over”, bo to pozycja dobra na każdą z tych
okazji.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz