Immolation
„Acts of God”
Nuclear Blast 2022
„Kilka dni temu nakładem Nuclear Blast ukazał się jedenasty
już krążek jednego z najbardziej wpływowych Amerykańkich zespołów death
metalowych w historii. Album
zatytułowany jest „Acts of God” i zawiera trzynaście kompozycji (plus dwa
krótkie utwory instrumentalne) trwających łącznie ponad pięćdziesiąt minut”.
Taką oto krótką notką prasową można by w zasadzie to wydarzenie podsumować.
Nowy, po pięciu latach, krążek ekipy Dolana i Vigny to sto procent Immolation w
Immolation i rozpisywać się nad nim, rozkładać na czynniki pierwsze, mógłbym
chyba jedynie wówczas, gdyby był to pierwszy album zespołu jaki w życiu
usłyszałem. Zatem ograniczę się do kilku osobistych spostrzeżeń, czy też uwag.
Po pierwsze, uważam ten materiał za dobry, nawet z plusem. Czy to w przypadku
Immolation komplement? I tak i nie. Nie, bowiem biorąc pod uwagę jak wielkie
piętno odcisnęli na scenie, nie tylko deathmetalowej, słowo dobry brzmi trochę
jak policzek. Z drugiej jednak strony na palcach policzyć można zespoły, które
z taką konsekwencją robią swoje od ponad trzydziestu lat, nigdy nie splamiły się słabym wydawnictwem i, pomimo upływu czasu, nadal brzmią świeżo, charakterystycznie
i wiarygodnie. Stąd też moje „po drugie”. Proszę mi pokazać palcem zespół,
który po trzech dekadach nagle doznaje oświecenia i nagrywa swoje opus magnum.
Nikt przecież po Immolation nie spodziewa się perły pokroju „Dawn of
Possession” czy jakiejkolwiek płyty do „Close to a World Below” włącznie. „Acts of God” w zasadzie powiela plusy, dodatnie
i ujemne, z kilku poprzednich albumów. Zaletą jest wspomniana przed chwilą
rozpoznawalność. Takie riffy wymyślać potrafi tylko Vigna (takie, których
słuchając, dosłownie widzi się gościa na scenie, moshującego swoją gitarą i
machającego rękoma) i przekonany jestem,
że gdyby kompozycje te puścić komuś jako twórczość wymyślonego bandu, piałby z
zachwytu, że „Jaki zajebisty Immolation”. No ale chłop napisał w życiu setki
lepszych, to malkontenci będą mieli powód ponarzekać. Do bezwzględnych zalet
należy też ten charakterystyczny głęboki growl Dolana i jego nieszablonowe
chwilami linie wokalne idealnie komponujące się z muzyką. Natomiast za
tradycyjną już chyba wadę uznaję beznadziejne beczki, brzmiące jak owinięty
jakimiś szmatami dla wyciszenia karton, trochę bez wyrazu, kompletnie bez
pierdolnięcia, które bardzo, ale to bardzo by się tu przydało. „Acts of
God” to krążek, który żadnego ze
znających zespół od podszewki fanów rozczarować nie ma prawa. Jest tu kilka
naprawdę mocnych akcentów, które zapewne doskonale sprawdzą się w wersji
koncertowej. Jest również niewiele momentów słabszych, które jednak i tak
poniżej określonego poziomu nie schodzą. Immolation to nadal klasa sama w
sobie. Tyle mam do powiedzenia, dziękuję za uwagę.
-
jesusatan
Zgadza sie. Kolejny raz chowaja perkusje. Szkoda
OdpowiedzUsuń