środa, 9 lutego 2022

Recenzja DORMANT ORDEAL „The Grand Scheme of Things”

 

DORMANT ORDEAL

„The Grand Scheme of Things”

Selfmadegod Records 2021

Krakowski Dormant Ordeal to zespół, który praktycznie od samego początku darzę wielką atencją graniczącą chwilami wręcz z uwielbieniem. Pierwsza ich płytka sprzed 8 lat zatytułowana „It Rains, It Pours” sponiewierała mnie potwornie, dwójeczka, wydana w 2016 roku „We Had It Coming” przejechała się po mym ciele okrutnie, nie szczędząc głębokich, krwawiących obficie ran, a najnowsze ich dzieło, czyli „The Grand Scheme of Things”, które to pod koniec zeszłego roku ukazało się pod sztandarami Selfmadegod Records, choć przecież w jakimś sensie mogłem się tego spodziewać, wyjebało mnie niczym starą kurwę, rozrzucając następnie me szczątki, podobnie jak roztrząsacz obornika gnój po polu. To, co panowie odjebali na tej płycie, to kurwa mistrzostwo świata i okolic! Zakorzeniony głęboko w klasyce gatunku, ale czerpiący zarazem pełnymi garściami ze współczesnych standardów, Techniczny Death Metal, który prezentują, w chuj niszczy obiekty i sieje taką rozpierduchę, że klękajcie narody. Spora część tego krążka to bezlitosny napierdol (choć krakusy nie boją się zagrać także nieco bardziej melodyjnie, sięgnąć po zimne, Black Metalowe faktury dźwiękowe, czy też schorowane, dysonansowe zagrywki i zaskakujące ornamenty), jednak nawet wówczas mnogość pomysłów, różnorodność akordów i zagęszczenie pokręconych solidnie tekstur przyprawia o zawrót głowy i niekontrolowaną pracę zwieraczy. Naprawdę, jeżeli chodzi o warsztat tych jegomości, to jest on wręcz brylantowy, a posługując się jeżykiem sztuk walki, to każdy z nich posiada przynajmniej trzeci Dan. Posłuchajcie tylko tych potężnych, spuszczających na nasze łby całe kanonady blastów, ale także kręcących niesamowicie beczek, połamanego, niemal geometrycznie dokładnego, wyrywającego trzewia basu, technicznych, precyzyjnych, patroszących brutalnie riffów, czy też niskiego, zaropiałego growlingu, który co prawda nie penetruje żadnych, nowych terytoriów (nie takie zresztą było raczej jego zadanie), ale idealnie wręcz pasuje to zawartości muzycznej tego zajebistego krążka. Dwa słówka o brzmieniu tej płytki też należałoby powiedzieć, gdyż i w tej materii ten album miażdży. Sound, z jakim tu obcujemy, jest doskonale zbilansowany. Odpowiednio ciężki i zagęszczony, z odrobiną zgrzytającego między zębami, drobnego piasku, a jednocześnie wysoce selektywny i przestrzenny, co sprawia, że każdy z zawartych tu wałków powala na łopatki i gniecie z przerażająco okrutną siłą. I cóż tu więcej dodać? „Wielki Plan Rzeczy” to kolejny, wyśmienity strzał w wykonaniu Dormant Ordeal, jednak aby zgłębić wszystkie jego niuanse i poznać zaklęte rewiry trzeba poświęcić mu trochę czasu i uwagi. Uwierzcie mi jednak, że warto, jak chuj warto, o czym niżej podpisany zaświadcza z pełną świadomością swych słów.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz