Warfist
„Teufels”
Godz Ov War 2022
Chyba nic mnie tak nie cieszy jak zespoły, które z
płyty na płytę prą do przodu. Weźmy na przykład taki Warfist. Ich debiut,
owszem, był bardzo spoko, tak samo jak drugi album, który jednak wyraźnie
zasygnalizował, iż oto coś poważniejszego zaczyna się wykluwać. Nie sądziłem
jednak, że po kolejnych dwóch dużych wydawnictwach będą przez zespołem klękał.
Co prawda na razie na jedno kolanko, lecz mając na uwadze jakie postępy czyni
ten hord, nie mogę wykluczyć, że za jakiś czas będę przed nim leżał krzyżem.
Oczywiście odwróconym. Czwarty już w dorobku zespołu album zawiera dziesięć
utworów nieco deathującego thrashu na światowym poziomie. Zagranego z
niesamowitą energią i polotem a zarazem osadzonego głęboko w klasyce gatunku.
Co cechuje kompozycje Warfist, będąc jednocześnie ich największym atutem, to
riffy, riffy i jeszcze raz riffy. Na tej płycie nie ma ani sekundy bezużytecznego
plumkania na instrumentach, tutaj cały czas coś się dzieje. Każdy kolejny numer
jest niczym kop w nos, bez różnicy, czy poganiany szalejącym blastem czy
wyprowadzony w marszowym tempie. Choćby przy takim „Rite of the Incubus” można
sobie ukręcić łeb przy samej dupie. Zdaje się, że to mój faworyt na „Teufels”,
choć z drugiej strony to akurat co chwilę się zmienia, dowodząc, że cały album
jest wyjątkowo równy. Słychać, że zielonogórzanie solidnie popracowali też nad
brzmieniem, które jest niemal perfekcyjne. Każdy element układanki jest
wyraźnie wyeksponowany, co w przypadku muzyki przez nich tworzonej jest
niezmiernie istotne. Dzięki temu przez czterdzieści minut możemy delektować się
thrashmetalową chłostą w stylu Sodom, Dark Angel czy Venom na dopalaczach, żeby
wymienić tylko kilka nazw mniej zorientowanym w temacie. Całość niesamowicie
bangla i spuszcza niesamowity wpierdol. Nie sądziłem, że panowie przeskoczą
poprzeczkę tak wysoko ustawioną przez „Grunberger”, lecz najwyraźniej ich nie
doceniłem. Słucham tych pieśni już kilka miesięcy i nadal jestem nimi
systematycznie niszczony. „Teufels” to najagresywniejszy a jednocześnie
najbardziej chwytliwy materiał nagrany przez ekipę z Winnego Grodu. Nie mogę
się doczekać by doświadczyć niszczycielskiej siły tych kompozycji na żywca. Kapitalny
album, bez dwóch zdań.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz