sobota, 26 lutego 2022

Recenzja Trenchant „Commandoccult”

 

Trenchant

„Commandoccult”

Godz Ov War 2022

Na ile istotna wydaje wam się informacja, iż skład Trenchant zasilają persony znane choćby z takich aktów jak Imprecation czy Morbosidad? Jeśli jest wam ona indyferentna, to zapewne nie macie tu czego szukać. Natomiast ci, którym wspomniane nazwy przynajmniej odrobinę podnoszą ciśnienie znajdą na debiucie tej amerykańsko-meksykańskiej kamandy to, czego  szukają, choć niekoniecznie dlatego, że muzyka Trenchant bezpośrednio do nich nawiązuje. Zamorskie trio wysmażyło nam jednak kawał niezłego death metalu, dokładnie czterdzieści trzy jego minuty, zamknięte w dziewięciu rozdziałach. Panowie, mimo iż nie rozwijają może niesamowitych prędkości, jeńców nie biorą, pozostawiając po sobie jedynie spaloną ziemię. Na „Commandoccult” dominuje szybsze marszowe tempo z nielicznymi przyspieszeniami pod wybijającą wojenne, trybalne rytmy sekcję rytmiczną. Gitary natomiast mielą motorycznie szorstkie akordy, oparte przede wszystkim na starej szkole gatunku. Nie ma na tym albumie łatwych melodii, co oczywiście nie znaczy, że nie ma ich wcale, bowiem fragmentów chwytliwych znajdzie się tu całkiem sporo. Kompozycje zamieszczone na tym krążku może i są nieco szablonowe i schematyczne, ale bynajmniej nie wzbudza to we mnie poczucia monotonii, gdyż każda z nich jest niczym precyzyjnie przeprowadzony atak artyleryjski. Atmosferę wojennej zawieruchy potęgują dodatkowo krótkie przerywniki w postaci odgłosów bitewnych, co nie pozostawia cienia wątpliwości, iż dźwięki Trenchant mają wyłącznie jeden cel, i jest nim totalna anihilacja. Jeśli dorzucimy do tego agresywne wokale, chwilami mogące kojarzyć się ze stylem Helmkampa, jak zresztą i sama muzyka, choć może w nieco mniej wkurwionej formie, oraz drobne pierwiastki stylu południowoamerykańskiego, to jasnym staje się, że litości tu nie zazna nikt. Wspomniany wcześniej schemat utworów przełamuje znacząco dopiero ostatni, najdłuższy i najbardziej rozbudowany „In the Fires of Night”, poprzedzony klawiszowym wstępem, po którym w zasadzie nie ma już co zbierać. „Commandoccult” to, jak zresztą można było oczekiwać, kolejny akt agresji w wykonaniu ludzi, którzy o swoim bestialstwie nie raz już mieli okazję nas przekonać. Nie inaczej jest i tym razem. Konkret!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz