czwartek, 10 lutego 2022

Recenzja NAZXUL „Irkalla”

 

NAZXUL

„Irkalla”

Seance Records 2021

Nazxul to australijska horda, która fanom Black Metalowej zarazy powinna być już bardzo dobrze znana. Panowie bowiem od prawie 30-tu już lat gloryfikują śmierć i bluźnierstwo, nie tylko zresztą w swym macierzystym zespole, gdyż członkowie Nazxul udzielali się także, bądź nadal udzielają m.in. w Temple Nightside, Ill Omen, Ichor, Pestilential Shadows, Drowning the Light, czy The Slow Death. Pierwsza połowa zeszłego roku przyniosła nam trzeci, pełny album tej formacji, zatytułowany „Irkalla”. Wiem, że to dosyć dawno temu i niebawem stuknie okrągły rok od wydania tej płyty, lecz krążek ten dosyć poważnie naruszył moje poczucie komfortu i przetoczył się potężnie po mej zoranej łepetynie, więc należy mu się parę słów w naszym magazynie. Zresztą, na chuj ja się tłumaczę, piszę o tym, o czym mam ochotę, a jak komuś się to nie podoba, może spierdalać na szczaw. Do rzeczy zatem. „Irkalla”, podobnie jak wydany przed 12-oma laty „Iconoclast” to konsekwentny pokaz niszczącego w pizdu, nieubłaganego, bluźnierczego, przesiąkniętego ciemnością Black Metalu utrzymanego w najlepszych tradycjach II fali gatunku. Okrutne beczki podparte gęstym, smolistym, miażdżącym basem sieją na tej płytce siarczysty rozpierdol, roznosząc wszystko w perzynę, przytłaczające, surowe, brutalne, niemal kakofoniczne riffy o konsystencji wrzącego ołowiu poprzetykane okazjonalnie chorymi, atonalnymi akordami rozrywają bestialsko, a zaciekłe, wściekłe, demoniczne, iście diabelskie wokale, dobiegające chyba z samego dna piekła wraz z nawiedzonym, podniosłym, niemal rytualnym klawiszem dopełniają tę bezkompromisową ze wszech miar warstwę muzyczną, tworząc zarazem, mroczny, schizofreniczny niekiedy, zalatujący trującymi wyziewami, obezwładniający, złowrogi i niepokojący, ale zarazem hipnotyzujący wysoce  klimat tego krążka. Wiem, jak trywialnie może to zabrzmieć, ale z dźwięków zawartych na tym albumie autentycznie wylewa się zło (i to przez duże Z), i to całymi cysternami. Słuchając tej bestialskiej płyty, na myśl przychodzą mi wczesne produkcje Emperor, Odium, czy Lunar Aurora, ale napotkamy tu także wyraźne ślady obrazoburczej twórczości Demoncy i Profanatica. Nazxul stworzył tu zawiłą, wielowarstwową, a jednocześnie niesamowicie zwartą, szatańską układankę, której trzeba poświęcić nieco czasu, aby należycie spenetrować jej mroczne odmęty. Wierzcie mi jednak na słowo, że warto ów czas i atencję tej płycie poświecić. Kurwa, warto i to bez dwóch zdań! Jak dla mnie bowiem „Irkalla”, to jeden z najlepszych albumów Black Metalowych, jakie wypluła ze swych trzewi scena czarciego grania w 2021 roku.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz