wtorek, 22 lutego 2022

Recenzja Stodor Wilzorum „Trauermystik”

 

Stodor Wilzorum

„Trauermystik”

Wolfspell Rec. 2022

Mimo iż Stodor Wilzorum to całkiem świeża nazwa na rynku wydawniczym, ciężko ich chyba nazwać nowicjuszami. W skład tego polsko-niemieckiego przedsięwzięcia wchodzą muzycy, którzy z niejednego pieca chleb jedli, zwłaszcza zajmujący się tutaj wokalami Wened Wilk Sławibor, idący na krajowej scenie chyba na rekord. To jednak, tak naprawdę, jest bez większego znaczenia, bowiem i najbardziej zaprawionemu w bojach rycerzowi może się na środku pola zdarzyć rzadka kupa. „Trauermystik” to trzydzieści-parę minut black metalu, trzy kompozycje plus krótki wyprowadzacz na zakończenie. Tyle jednak w zupełności wystarczyło, by mnie totalnie omamić. Te trzy długie kompozycje to w zasadzie blackmetalowy trans. Oparte na wielokrotnych powtórzeniach płynących, z czasem zdających się wibrować wokół głowy, niesamowicie chwytliwych, mroźnie melodyjnych tremolo, działających niczym wstrzyknięta do organizmu trucizna powodująca paraliż. Nie ma tutaj zbyt wielu przejść, zmian tempa czy niepotrzebnych ozdobników. Prostota jest tu kluczem. Wszystko opiera się o naprawdę dobre  harmonie od których ciężko się oderwać, a fakt iż płyną one na zapętleniu powoduje, że czas niesamowicie przyspiesza i zanim zdążymy zamknąć otwartą z wrażenia gębę płyta się kończy. Co istotne „Trauermystik” to nierozrywany monolit, pełna opowieść w której także ambientowe czy akustyczne fragmenty są niezwykle istotne. Jak choćby wprowadzenie w „Skowyt Zimowych bezdroży”, które to stanowi swoistą transformację. Albowiem o ile otwierający album „Wściekłość Mroźnej Nocy” to utwór oparty wokalnie na niezwykle intensywnym wrzasku, powodującym, że można poczuć się naprawdę niekomfortowo, to właśnie po wspomnianym przejściu dalsza część podróży odbywa się głównie przy czystym, powiedziałbym nawet że dostojnym, głosie opowiadającym swoje historie niczym duch ukryty w gęstej mgle dźwięków. Wspomniane wcześniej melodie wbijają się z kolei z każdym odsłuchem coraz głębiej w pamięć i powodują silne uzależnienie. Kiedy już wybrzmiewają ostatnie dźwięki wieńczącego dzieło „Rabenflügel in wölfischer Finsternis”, który wybudza nas z hipnozy niepokojącymi dźwiękami w towarzystwie deklamacji i przeraźliwych krzyków, doświadczamy autentycznej pustki i aby ją wypełnić, nie pozostaje nic innego jak włączyć debiut Stodor Wilzorum od początku. Pozamiatał mną ten materiał, bez dwóch zdań. Mam nadzieję, że nie jest to jednorazowy eksperyment i panowie nagrają jeszcze coś wspólnie. W każdym razie ja na pewno będę czekał.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz