wtorek, 1 lutego 2022

Recenzja VISCERAL SLAUGHTER „Welcome to the Slaughterhouse”

 

VISCERAL SLAUGHTER

„Welcome to the Slaughterhouse”

Brutaller Records 2021

Czy wspominałem już kiedyś, że uwielbiam Death Metalowe akty z Ameryki Południowej? Jeżeli tak, to powtarzam to po raz kolejny, a jeżeli nie, to ogłaszam to teraz wszem i wobec, aby wszyscy przyjęli to do wiadomości. Kocham tę pierwotną dzikość i bezkompromisowe podejście do sprawy, jakie prezentują zespoły z tamtych rejonów kuli ziemskiej. Skoro już o tym wspominam, to jak zapewne słusznie się domyślacie, Visceral Slaughter musi pochodzić z przywołanej tu wcześniej Ameryki Południowej i rzeczywiście tak jest. Trio to pochodzi bowiem z Brazylii i napierdala klasyczny, niszczący Old School Death Metal, który beszta okrutnie i nie bierze jeńców. Większość z Was już zatem wie (a jak nie wie, to niech się w mordę dowie), że obcujemy tu z napierdalającymi barbarzyńsko, charakterystycznie gniotącymi bębnami, mimo że nie wszystkie ich partie, to bezlitosne blasty (choć oczywiście i tych jest na tej płycie pod dostatkiem), patroszącymi przecudnie, zdrowo niekiedy zakręconymi riffami i bluźnierczymi, złowieszczymi growlami o typowym, południowoamerykańskim szlifie. Nie słyszę niestety na tej płycie basu, co jest niewątpliwie minusem tego krążka. Napierdalają jednak panowie konkretnie, rzetelnie, szczerze i bez parcia na szkło i słychać, że wzorowany na klasyce Metal Śmierci, to jest to, co im w duszy gra, a dobitnym tego potwierdzeniem jest zawarty na końcu płyty cover ich rodaków z Krisiun „Cursed Scrolls”. Kurwa, uwielbiam wibracje, jakie spotykam na płytach południowoamerykańskich, a szczególnie brazylijskich zespołów. Okrutne, poniewierające bestialsko, niszczące w chuj,  bezkompromisowe faktury dźwięków, po przejściu których nie zostaje kamień na kamieniu, a ziemia wypalona jest do cna. I cóż mam na to poradzić? Muszę z tym żyć, ale na szczęście nie wpędza mnie to w jakąś egzystencjonalną traumę, czy stany destrukcyjne, a wręcz przeciwnie, napędza do dalszego eksplorowania przepastnej, niezgłębionej, podziemnej sceny rodem z Ameryki Południowej. Wracając jednak do centralnego punktu tej recenzji, czyli do trzeciej, pełnej płyty Visceral Slaughter, to poza techniczno-muzycznymi aspektami, o których wspominałem już kilka zdań wcześniej, krążek ten opatrzono równie bezkompromisowym, jak muzyka brzmieniem, które spuszcza totalny wpierdol i pomiata niesamowicie bez uszczerbku na ogólnej selektywności tego materiału. Żeby jednak nie było zbyt słodko, to uważam, że beczki powinny być zdecydowanie głębsze i cięższe, gdyż chwilami zalatują syntetykami, no i chłopaki koniecznie muszą dokoptować do składu sprawnego basistę, który zapewniłby im miażdżące doły. Te drobne uwagi z mojej strony nie zmieniają jednak faktu, że uważam „Welcome…” za naprawdę dobry, niszczący krążek, który fanom klasycznego, brazylijskiego Death Metalu wejdzie gładziutko i bezproblemowo, sprawiając im przy tym, podobnie jak mnie dużo perwersyjnej przyjemności.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz