„Aorta”
Personal Records 2021
Meksykańscy weterani ciężkiego,
ponurego Death/Doom Metalu powrócili w połowie zeszłego roku ze swym szóstym w
dorobku albumem długogrającym. „Aorta”, bo tak tytułuje się rzeczona płyta, to
materiał będący konsekwentną kontynuacją i naturalnym rozwinięciem stylu
obranego przez zespół na początku swej działalności. Obcujemy tu zatem po raz
kolejny z miażdżącym monolitem apokaliptycznych dźwięków, które przetaczają się
po słuchaczu z gracją, polotem i finezją Panzerkampfwagen V Panther. Potężne,
ciężko bijące, majestatyczne niekiedy bębny gniotą potwornie, grubo szyjący,
chropowaty bas wywraca wnętrzności, smoliste, tłuste, wibrujące mozolnie,
hipnotyzujące riffy uciekające niekiedy w bardziej melodyjne tekstury poparte
dopracowanymi partiami solowymi o pesymistycznym wydźwięku gorzkiej melancholii
i cudownymi, meandrującymi, gitarowymi harmoniami potrafią zbesztać solidnie, a
intensywne, mroczne, posępne, głębokie growle przeplatane okazjonalnie
żałobnym, czystym śpiewem, bądź wyższymi, emocjonalnymi krzykami udręki i
egzystencjonalnego bólu idealnie wręcz asymilują się z muzyczną zawartością
tego przytłaczającego, prawie 70-minutowego krążka. Proszę się jednak nie
zrażać jego długością. Nie jest to absolutnie nudna, sztucznie upasiona kobyła.
„Aorta” to potężny, ciekawy, urozmaicony materiał, który prócz okrutnie
wgniatających w podłoże faktur posiada także zdecydowanie agresywniejsze
momenty zaczerpnięte z Metalu Śmierci, a z drugiej stronysporo klimatycznych,
refleksyjnych, ezoterycznych niekiedy, akustycznych pasaży dźwiękowych, subtelnych
zmian tonacji wioseł, nastroju i tempa, czy też gustownie i umiejętnie
wykorzystany parapet. Wszystko to sprawia, że płytka ta posiada świetną,
masywną, cmentarno-grobową atmosferę i sporą dynamikę, a przy tym ta muzyka nie
ma statycznego charakteru, oddycha miarowo i sporo w niej przestrzeni, więc
słucha się jej wręcz wyśmienicie, mimo że raz za razem dźwięki te miażdżą niczym
młot do wbijania mostowych pali. Zwłaszcza gdy zespół powraca od tych lżejszych,
bardziej nastrojowych środków wyrazu do ciężkich form muzycznych efekt jest
wręcz druzgocący. Brzmienie tej płytki, jak przystało na reprezentowany przez
Majestic Downfall gatunek, jest tłuste, soczyste, odpowiednio zagęszczone i
wgniatające w podłoże. Równocześnie zachowano należytą selektywność i sporą
przestronność każdej kompozycji, więc odsłuch nie nastręcza większych
problemów, podobnie jak wyłapanie wszystkich, czających się tu,
przygnębiających smaczków przecudnej urody. Mam jednak nadzieję, że dobrze się
rozumiemy. Meksykański kwartet nie stworzył albumu odkrywczego ani przełomowego
dla gatunku. Zespół po prostu w wyśmienity sposób utrwala i bez ciśnienia
rozwija podstawy obranego przez siebie stylu i przez ten pryzmat patrząc,
uważam, że „Aorta” jest albumem doskonałym, którym miłośnicy twórczości Swallow
the Sun, Saturnus, Ophis, Doom:VS, ale także i Esoteric, czy Evoken śmiało
powinni się zainteresować i się z nim zmierzyć. Nie sądzę, aby się na nim
zawiedli. Mnie w każdym razie podoba się ten przytłaczający monolit z Ameryki
Południowej, łykam go bez zastrzeżeń i z ciekawością oczekuję na następne
produkcje zespołu.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz