piątek, 25 lutego 2022

Recenzja Wan „Antichristian Douchebag”

 

Wan

„Antichristian Douchebag”

Fallen Temple 2021

Black metal ist krieg! Takie powiedzonko towarzyszyło lata temu spotkaniom naszej grupy znajomych na pewnej owianej złą (albo i dobrą, zależy jak spojrzeć) sławą ławeczce nad Kanałem Bydgoskim. Wówczas black metal faktycznie był krieg – surowy, prymitywny i pełen nienawiści do chrześcijaństwa. Potem przyszły klawisze, szerokie kurwa horyzonty, teledyski w MTV, aż do czasów współczesnych, w żabotach czy innych damskich fatałaszkach. Na szczęście po dziś dzień są na scenie zespoły dość radykalne, zarówno muzycznie jak i światopoglądowo. Jednym z nich jest stosunkowo młody stażem, bo aktywny niewiele ponad dekadę, szwedzki Wan. „Antichristian Douchebag” to ich czwarty album, będący konsekwentną kontynuacją kursu obranego przez zespół na początku drogi. Drogi prawdziwego, surowego black metalu. W zawartych na krążku trzynastu kompozycjach nie spotkamy się ze skocznymi rytmami czy klimatycznymi wstawkami. Nie ma tu żadnych babskich wokali czy mdlących dodatków symfonicznych. „Antichristian Douchebag” to pełen nienawiści manifest skierowany ku bogu i kop w krocze konającego na krzyżu Nazareńczyka. Pod względem muzycznym Wan prezentują się dość schematycznie a ich kompozycje nie są na siłę urozmaicane. Prym wiodą tu średnie i szybkie tempa z brzęczącymi, intensywnymi tremolo, niezbyt melodyjnymi, raczej agresywnymi i bezlitośnie opresyjnymi. Muzycy nie wspinają się na Himalaje ani wirtuozerii ani oryginalności, stosując proste, chwilami nawet toporne patenty i czerpią garściami z klasyków gatunku. Na pewno żadnym zaskoczeniem nie są tu też punkowe rytmy przeplatane blastami wybijanymi na brzmiącej jak spadające do piwnicy kartofle perkusji. Pełen niemiłości do bliźniego wrzask głosi tu ewangelię bluźnierstwa na przemian w języku szwedzkim i angielskim, a tytuły takie jak tytułowy, „The End of All Light” czy „A Thousand Thorns Impaled” nie pozostawiają wątpliwości co do przesłania jakie panowie zawarli w swoich piosenkach. Zatem bez zbędnego pierdolenia o kwiatkach czy porannej bryzie – jeśli chcecie black metalu, takiego krieg, to sięgnijcie po Wan. Słuchając „Antichristian Douchebag” poczujecie się jakby was ktoś obrzygał żółcią, naszczał do ryja i jebnął z kolana w nos. W dowolnej konfiguracji.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz