niedziela, 20 lutego 2022

Recenzja Physiology of Darkness „Human Circle”

 

Physiology of Darkness

„Human Circle”

Mara Prod. 2021

Trzeci krążek Physiology of Darkness trochę zabił mi na początku ćwieka. Głównie z powodu dwóch sprzecznych odczuć, które naszły mnie zaraz po jego odpaleniu. Bo z jednaj strony przywitał mnie momentalnie przykuwający słuch, piękny, nastrojowy fragment, po czym znienacka zaskoczyły jękliwe żeńskie śpiewy, które sprawiły, że odskoczyłem jak dziecko, które dotknęło rozgrzanego czajnika. Tępa dzida na wokalu? Nie, no tak być nie może… Na szczęście za chwilę wszystko wróciło do normy, czyli ster przejął pan. Pojawiły się blasty. w tle wybrzmiał anbientowy klawisz, przewinęła się grecka melodia… Po co o tym piszę, skoro globalnie jest to zapewne mało istotne? Ano dlatego, że nie do końca, bowiem taka właśnie jest cała ta płyta. Zaskakująca i niezwykle urozmaicona pod każdym względem. Lord Baltack czerpie pełnymi garściami z wielu odłamów czarnego metalu, choć nie tylko, ale sposób w jaki dodaje do siebie i łączy poszczególne składniki jest nad wyraz absorbujący. Osiem utworów na tym krążku to kolorowa mozaika w której nawet pierwotnie odrzucane przeze mnie fragmenty z czasem wkomponowują się w jej logiczną całość, gdyż są tu niezwykle istotnym elementem. Physiology of Darkness łączy w sobie inspiracje współczesnym graniem francuskim ze starą szkołą, zarówno skandynawską jak i śródziemnomorską. Do tego dorzuca też nieco islandzkiej dysonansowej nuty, orientalnych kobiecych zaśpiewów (te już bynajmniej nie brzmią jak wycie) i całą gamę głosów męskich, od typowego wrzasku po nisko deklamowane wersety. Szybkie tempa mieszają się z klimatycznymi zwolnieniami a agresywne partie balansowane są fragmentami zahaczającymi chwilami o leśne norweskie granie, a nawet symfoniczny black metal, za którym z reguły nie szaleję. Można zatem powiedzieć, niech się facet zastanowi, co chce grać? Ależ nic bardziej mylnego. Jak już wspomniałem, wszystkie składowe przenikają się tu naprawdę zgrabnie i logicznie, dzięki czemu materiał ten przelatuje jak z bicza strzelił i sprawia, że chce się do niego wracać. „Human Circle” na pewno jest „jakiś”, ma swoje ja i potrafi się bronić. W ostatecznym rozrachunku jestem zatem zdecydowanie na tak. Nie jest to bowiem żadna masówka, lecz granie z pomysłem. A to się ceni.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz