CLAIRVOYANCE
„Threshold Of Nothingness” (EP)
Blood Harvest Records 2022
I zaraz się zacznie sranie w banie „jakie to
zajebiste”, „płyta roku”, „Polak potrafi” czy wszelakie inne, pochwalne
pierdolollo na rzecz stołecznych młodzików z Clairvoyance. I bardzo dobrze, że
będzie, bo dobrą muzykę trzeba chwalić i promować, a w przypadku debiutanckiej
Epki „Threshold Of Nothingness” trudno pisać inaczej. Grupa, która zdrowo
namieszała w światowym, deathmetalowym podziemiu właśnie dostarczyła pod
banderą Blood Harvest niespełna 25 minut smolistego death metalu najlepszej
maści. Nie ma się co oszukiwać – główną inspiracją dla Clairvonace jest
Incantation, więc jeśli ktoś poszukuje w muzyce oryginalności to tutaj jej na
pewno nie znajdzie. Znajdzie za to na pewno jakość i to bardzo wysoką.
Warszawiacy grają z ogromnym luzem i lekkością, bez zadęcia, a jednocześnie
trzymając się ściśle określonej konwencji. „Threshold Of Nothingness” to nie
tylko stutonowe walce gruchoczące gości, ale i kawał dynamicznego, momentami
wręcz thrashującego grzańska. Bardzo nie cieszy ów thrashowy sznyt, gdyż gro
zespołów uprawiających Incantation-worship popada w toporność i zamulenie, z
którego nie potrafi się wygrzebać. Clairvoyance przez to, że sięgają po
klasyczne struktury i riffy, nie próbując uciekać się do gitarowej ściany
dźwięku i maskowania niedoskonałości za przybrudzonym brzmieniem zyskuje w
każdym aspekcie – utwory są drapieżne, zadziorne, a zmieniające się tempo
skutecznie chroni przed monotonią. Brzmienie jest selektywne, ale i
dostatecznie brudne, ciężkie i organiczne, ale nie wyprać tych dźwięków z
piekielnych schematów. Czy się to komuś podoba czy nie „Threshold Of
Nothingness” to jeden z najlepszych materiałów z rodzimym metalem śmierci nie
tylko na przestrzeni ostatnich lat, ale chyba w ogóle. Może dlatego, że brzmi
on tak bardzo niepolsko, a może po prostu, że po prostu cholernie wysmakowany w
swojej niszy, czyniąc z Clairvoyance jednym z najlepszych epigonów ekipy Johna
McEntee. Jest tu jeszcze miejsce na dalszy rozwój i wypracowywanie bardziej
charakterystycznych dla siebie elementów, które byłyby w przyszłości
wyróżnikiem dla ekipy z Warszawy. Póki co jednak delektujmy się tym co jest i
wypatrujmy z niecierpliwością kolejnych kroków w rozwoju tej kurewsko
obiecującej formacji. Brawo!
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz