wtorek, 17 maja 2022

Recenzja PATHOGEN „Moribund Manifesto”

 

PATHOGEN

„Moribund Manifesto”

Old Temple 2022

Weterani Old School Death Metalu z Filipin powracają ze swym szóstym, pełnym albumem. Skłamałbym, gdybym powiedział, że oczekiwałem na tę płytkę z wypiekami na twarzy i niesłabnącym wzwodem. Prawdę powiedziawszy, ostatnimi czasy na żadną płytę nie czekałem już z takim podnieceniem, jak to ongiś bywało. Cóż, lata nie te, pesel coraz bardziej daje o sobie znać, więc takie wzruszenia mogą mi zaszkodzić. Mając jednak w pamięci poprzedni, wydany przed czterema laty krążek Pathogen „Obscure Deathworship”, który był konkretnym, soczystym kawałkiem śmiertelnego mięcha starej szkoły, i który zdecydowanie zrobił mi dobrze, gdzieś tam z tyłu głowy, mieszkający w niej karzełek-zwyrodnialec co pewien czas przypominał mi, aby mieć baczenie na poczynania tej hordy. Tak więc, gdy tylko gruchnęła wieść o nowej płycie tych czterech młodzieńców, którą ponownie pod swe skrzydła wzięła Stara Świątynia (brawo Eryk!), moja ciekawość została obudzona i czekałem na ów dzień, w którym będę mógł zmierzyć się z „Moribund Manifesto”. No i wreszcie „dokonało się”, jak to kiedyś rzekł taki jeden, dokonujący żywota na krzyżu. Płytka któryś już raz kręci się w moim odtwarzaczu, a ja bardzo, ale to bardzo kontent jestem z powodu tego, co tu słyszę. A słyszę ponownie rasowy, nieubłagany, miażdżący DeathFucking Metal pełną gębą. Można by zatem rzec, że nic się nie zmieniło…i bardzo w pizdę dobrze, bo i też kurwa zmieniać się nie miało! Pathogen cały czas hołduje starej szkole gatunku, ale nie znaczy to wcale, że dźwięki, które tu usłyszymy, są identyczne, jak na wspomnianej powyżej „Obscure…”. Owszem, „Moribund…” jest naturalną jej kontynuacją, ale mam wrażenie, że Filipińczycy na swym najnowszym krążku jeszcze mocniej postawili na ciężar zawartych tu kompozycji, gdyż gniecie ta płytka naprawdę okrutnie. Duży nacisk położono tu na riffy i linie basu. Wiosła szyją gęsto i smoliście, a przy tym dosyć surowo, natomiast ołowiane, cztery struny rzeźbią grubo, zapewniając tej płycie masywne, tłuste doły. Instrumenty szarpane tworzą tu niszczycielski, zwarty, wrzący monolit, który robi potworne szkody. Oczywiście beczki napierdalają z niemniejszym ciężarem, a bluźniercze growle dokładają swoje, więc całość krzywdzi konkretnie i bezlitośnie. Pomijając jednak te wszystkie szczegóły, najnowsza płyta Pathogen ponownie emanuje niesamowitym, genialnym, diabolicznym klimatem, który mnie osobiście rozkłada na łopatki. Podobny feeling można odnaleźć na pierwszych produkcjach Morbid Angel, czy też na płytach zespołów z Ameryki Południowej, a na „Moribund…” oba te bieguny w pewnym stopniu łączą się ze sobą, co daje piorunujący efekt. Cieszę się bardzo, że mam w głowie tego małego chujka, który zawsze na czas przypomni mi o tych wyznawcach śmierci z Filipin. Kolejny, wyśmienity krążek Pathogen. Nie pozostaje Wam już zatem nic innego, jak tylko udać się po niego do sklepu Old Temple.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz