Horrorscope
“Wrong Side of the Road”
Defense Rec. 2022
Cofamy się dziś w czasie bez mała ćwierć wieku. Oto
bowiem nakładem Defense Records ukazało się, po raz pierwszy na srebrnym dysku,
wznowienie debiutanckiego krążka śląskiego Horrorscope. Materiał to nieco
zapomniany, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że mało znany. Choćby ze
względu na niewielkie wówczas możliwości wydawcy. Ale nie tylko. „Wrong Side of
the Road”… Faktycznie, w tamtym czasie panowie ze swoją propozycją muzyczną stali nie po tej stronie autostrady, gdyż był to czas wyjątkowo
niełaskawy dla thrash metalu. Czy warto zatem dziś wracać jeszcze do tych
dziesięciu kompozycji? To zależy. Na pewno nie jest to żadnego rodzaju
zapomniana perła polskiej sceny. Nie jest to też materiał przewrotowy.
Horrorscope prezentowali bardzo solidną jakość, a sam fakt, iż starali się
przebić z takimi dźwiękami pod koniec lat dziewięćdziesiątych świadczy, iż
wszystko co robili, robili szczerze. I to faktycznie w ich twórczości słychać.
„Wrong Side of the Road” to wariacje na temat starego thrashu, i mam tu na
myśli taki jego odłam, który był jeszcze czysty gatunkowo i nie zaczynał
mieszać się choćby z death metalem. Wspomnienie tu, jako inspiracji, takich
nazw jak Megadeth, Metallica, Annihilator czy Testament zdaje się nieodzowne, choć o żadnej zrzynce mowy nie ma. Sprawne ucho wychwyci także
naleciałości, albo pozostałości heavymetalowe, mogące nieco kojarzyć się ze
Skid Row. Struktury utworów są tu klasyczne, bez kszty wizjonerstwa czy łamania
schematów, utrzymane przeważnie w
średnim tempie i zawierające kilka naprawdę ciekawych rozwiązań, przy których
można pomachać sobie pudel-grzywką, albo potrzymać w górze płomień zapalniczki,
jak choćby przy polskojęzycznym „Krzyż”. Słychać natomiast, że wioślarze
warsztat już wówczas opanowany mieli na wysokim poziomie, bowiem partie solowe
na tym albumie są naprawdę niezgorsze. Panowie pokusili się zresztą nawet o
numer instrumentalny, mocno z kolei przywołujący w pamięci Kat. Wokale oscylują
gdzieś w okolicach lekko zachrypniętego momentami, heavymetalowego śpiewu. Mimo
iż nie jest to żaden wybitny głos, to zdecydowanie wstydzić się nie ma czego.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy debiutancki krążek Horrorscope brzmi może w
niektórych miejscach jeszcze nieco nieporadnie, ale stanowi niepodważalnie
dobrą lekcję historii. Zarówno dla obecnych fanów zespołu jak i polskiego
thrashu w ogóle. Zatem zwolennicy gatunku będą zapewne mieli nie lada gratkę.
Natomiast ja… Zrobiłem z tym albumem (po żużlowemu) cztery kółka i odkładam na
półkę. Może wrócę za kolejne dwadzieścia pięć lat.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz