niedziela, 29 maja 2022

Recenzja Horrorscope “Wrong Side of the Road”

 

Horrorscope

“Wrong Side of the Road”

Defense Rec. 2022

Cofamy się dziś w czasie bez mała ćwierć wieku. Oto bowiem nakładem Defense Records ukazało się, po raz pierwszy na srebrnym dysku, wznowienie debiutanckiego krążka śląskiego Horrorscope. Materiał to nieco zapomniany, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że mało znany. Choćby ze względu na niewielkie wówczas możliwości wydawcy. Ale nie tylko. „Wrong Side of the Road”… Faktycznie, w tamtym czasie panowie ze swoją propozycją muzyczną stali nie po tej stronie autostrady, gdyż był to czas wyjątkowo niełaskawy dla thrash metalu. Czy warto zatem dziś wracać jeszcze do tych dziesięciu kompozycji? To zależy. Na pewno nie jest to żadnego rodzaju zapomniana perła polskiej sceny. Nie jest to też materiał przewrotowy. Horrorscope prezentowali bardzo solidną jakość, a sam fakt, iż starali się przebić z takimi dźwiękami pod koniec lat dziewięćdziesiątych świadczy, iż wszystko co robili, robili szczerze. I to faktycznie w ich twórczości słychać. „Wrong Side of the Road” to wariacje na temat starego thrashu, i mam tu na myśli taki jego odłam, który był jeszcze czysty gatunkowo i nie zaczynał mieszać się choćby z death metalem. Wspomnienie tu, jako inspiracji, takich nazw jak Megadeth, Metallica, Annihilator czy Testament zdaje się nieodzowne, choć o żadnej zrzynce mowy nie ma. Sprawne ucho wychwyci także naleciałości, albo pozostałości heavymetalowe, mogące nieco kojarzyć się ze Skid Row. Struktury utworów są tu klasyczne, bez kszty wizjonerstwa czy łamania schematów, utrzymane  przeważnie w średnim tempie i zawierające kilka naprawdę ciekawych rozwiązań, przy których można pomachać sobie pudel-grzywką, albo potrzymać w górze płomień zapalniczki, jak choćby przy polskojęzycznym „Krzyż”. Słychać natomiast, że wioślarze warsztat już wówczas opanowany mieli na wysokim poziomie, bowiem partie solowe na tym albumie są naprawdę niezgorsze. Panowie pokusili się zresztą nawet o numer instrumentalny, mocno z kolei przywołujący w pamięci Kat. Wokale oscylują gdzieś w okolicach lekko zachrypniętego momentami, heavymetalowego śpiewu. Mimo iż nie jest to żaden wybitny głos, to zdecydowanie wstydzić się nie ma czego. Patrząc z dzisiejszej perspektywy debiutancki krążek Horrorscope brzmi może w niektórych miejscach jeszcze nieco nieporadnie, ale stanowi niepodważalnie dobrą lekcję historii. Zarówno dla obecnych fanów zespołu jak i polskiego thrashu w ogóle. Zatem zwolennicy gatunku będą zapewne mieli nie lada gratkę. Natomiast ja… Zrobiłem z tym albumem (po żużlowemu) cztery kółka i odkładam na półkę. Może wrócę za kolejne dwadzieścia pięć lat.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz