środa, 11 maja 2022

Recenzja Stillborn „Cultura de la Muerte”

 

Stillborn

„Cultura de la Muerte”

Godz ov War 2022

Stillborn to zespół którego przedstawiać chyba nie trzeba. Panowie aktywni są na krajowej scenie od ćwierćwiecza i dochrapali się już pięciu dużych albumów, plus trochę wydawnictw pomniejszych. Mimo to jakoś nigdy na kolana przed nimi nie padałem a ich muzyka największe wrażenie robiła na mnie w wersji koncertowej. Szósty krążek mielczan sprawił jednak, że po raz pierwszy musze ściągnąć czapkę z głowy, bowiem to, czym to bestialskie trio mnie poczęstowało sprawiło, iż dosłownie wyskoczyłem z kapci. Nie, absolutnie nie mam na myśli nagłej zmiany muzycznej orientacji zespołu, bowiem wszystko jest jak najbardziej na miejscu. Nadal mamy do czynienia z death metalem, delikatnie zabarwionym blackmetalowym odcieniem. Rzecz w tym, że osiem kompozycji składających się na „Cultura de la Muerte” to najbardziej dojrzały i przemyślany materiał jaki Stillborn nagrał do tej pory. Co mnie szczególnie poniewiera to intensywność poszczególnych kompozycji, w których gitary pracują i uzupełniają się w sposób niemal idealny, raniąc głęboko intensywnymi riffami, bez względu czy na pełnej prędkości czy w formie zwolnionej, a towarzyszące im intensywne gradobicie perkusyjne sprawia, że odnieść można wrażenie, jakby człowiek znalazł się w epicentrum wulkanicznych erupcji. Poza natarczywymi kanonadami muzycy wpletli w swoje utwory odrobinę diabelskiej melodii, dzięki czemu łeb sam rwie się do dzikiego moshu a nogi szukają parkietu do tańca. Nie ma tu nic odkrywczego, jednak sposób w jaki panowie odgrzewają stary poczciwy death metal na mocno spalonym tłuszczu sprawia, iż moje kubki smakowe śpiewają z rozkoszy. Jak tu cudownie, prostacko dudnią beczki, jak organicznie chodzą wiosła, jak wściekle wokal rzyga żółcią, zresztą po raz kolejny w naszym narodowym, i przede wszystkim, jaki ten album ma niesamowicie podkręcony groove, jak chłoszcze…. Nie, no dla mnie to jest cios na knockout, po którym naprawdę ciężko mi się podnieść. Pół godziny. Nawet niecałe. Dokładnie tyle starczy, żeby wami pozamiatać podłogę. Żeby nie było, odsłuchałem ten materiał wielokrotnie, także zupełnie na trzeźwo. Za każdym razem efekt był identyczny. Zniszczenie, śmierć , anihilacja. Kurwa, „Cultura de la Muerte” to zdecydowanie jeden z najlepszych albumów z krajowego podwórka w tym roku. Wpierdol jak ta lala!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz