Hostia
„Resurrected Meat”
Deformeating Prod. 2022
Wiele rzeczy można o mnie powiedzieć. Że jestem
przystojny, dowcipny i inteligentny. Na pewno jednak stwierdzenie, iż jestem
fanem death/grindu o wiele bardziej mija się z prawdą niż trzy powyższe. No
chyba, że raz na jakiś czas pojawia się taki cios jak choćby „Catholic
Dictatorship” Norylsk czy „Degenerate” Ass To Mouth. Albo też trzeci do
nieświętej krajowej trójcy band, czyli Hostia. Dwa lata po „Carnivore Carnival”
panowie przypominają o swoim istnieniu przy pomocy mini albumu „Resurrected
Meat”. I po raz kolejny dosłownie rozrywają na strzępy. Mamy tu sześć nowych
strzałów, plus remix „Church Burner” ze wspomnianego przed chwilą pełniaka. Razem
jedenaście minut bezkompromisowego wpierdolu, przy którym momentalnie wykurwia
się z kapci. Co w odróżnieniu od całej masy death/grindowców robi w Hostii
różnice? Otóż to, że poza szaleńczym blastowaniem przeplatanym gdzieniegdzie
bardzo chwytliwymi i rytmicznymi zwolnieniami, mogącymi kojarzyć się nawet ze
sceną sludge czy HC, goście po prostu potrafią konkretnie riffować, a nie
jedynie bezmyślnie gnać do przodu. Mięsiste deathmetalowe akordy są niczym kop
z podkutego kopyta prosto w nos. A takich kopów jest tu całkiem sporo. Nie
zmienia to absolutnie faktu, iż Hostia przez zdecydowaną większość czasu
napierdala na wysokich obrotach, jednak poszczególnie numery są tak pomyślane,
żeby nie wdarło się do nich żadne znużenie czy monotonia. Przeciwnie, tu co
chwilę dzieje się coś nowego, mimo iż kompozycje zazwyczaj zamykają się w dwóch
minutach. Pewnie, że słuchając „Resurrected Meat” można odnosić się do Napalm
Death czy Terrorizer, ale nie da się zaprzeczyć, że nasi krajanie na tym wąskim
poletku wykształcili swój własny styl. Styl, który jest równie efektowny, i
efektywny, co odpalona petarda trzymana w zaciśniętych zębach. Dodatkowym
atutem tego materiału jest kurwesko ciężkie brzmienie, z nisko chodzącymi wiosłami,
wyraźnie słyszalnym podbiciem basowym i stukającą niczym metalowe wiadro perką
dla kontrastu. I na to wszystko zasmażka… Czyli wokal Pacha. Rasowy, głęboki
growl urozmaicany miejscami chropowatym śpiewem, nieco pod Robb’a Flynn’a oraz
charkotem w różnych tonacjach. Cóż, materiał to krótki, ale treściwy a
wieńczący go wspomniany remix Natalii Zamilskiej, ciężki i mechaniczny niczym
podziemne, niemieckie techno na zwolnionych obrotach, idealnie całość dekoruje.
Słucham tych nagrań na repeat od ponad dwóch godzin i jeszcze ani razu na myśl
nie przyszło mi, by wcisnąć „stop”. Czy znajduję w nich jakieś wady? Nie.
„Ressurection Meat” to dla mnie pozycja z gatunku dziesięć na dziesięć. Nie
pierdolić, tylko kupować i nakurwiać. Głośno. Dziękuję za uwagę.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz