sobota, 21 maja 2022

Recenzja TRANCE OF THE UNDEAD „Chalice of Disease”

 

TRANCE OF THE UNDEAD

„Chalice of Disease”

Iron Bonehead Productions 2021


Kurczę, podchodzę do recenzji tej płyty drugi raz, gdyż to, co spłodziłem pierwotnie tak naprawdę nie było recenzją, tylko… tak naprawdę nie wiadomo do końca czym (choć niezaprzeczalnie miało swój urok)? Dziękuję przy tej okazji moim redakcyjnym kolegom, że zwrócili mi na to uwagę i w pewien sposób nie pozwolili mi opublikować tych wypocin, gdyż byłaby buba jak chuj. Tak więc myślę ja sobie, że zamiast szukać dziwnych form mówienia o muzyce, zajebię z grubej rury to, co sądzę o tej płycie, bez specjalnego zastanawiania się, czy też silenia na uprzejmości. Wiadomo wszak, że z opiniami ludzkimi jest jak z dziurami w dupie, każdy ma swoją. Tak zatem bez zbytniego pierdolenia powiem Wam, że Trance of the Undead nakurwia barbarzyński, bluźnierczy Black Metal, który w chuj się mnie podoba. Wyjeb to, uwierzcie mi, przecudnej urody, a siła jego rażenia jest doprawdy porażająca. Kurwa, jak pragnę zdrowia, ta płyta sponiewierała mnie potwornie, choć nie są to dźwięki, których bym już nie słyszał podczas mych penetracji undergroundowych, Szatańskich wyziewów z całego świata. Na swym pierwszym pełniaku ten jednoosobowy hord z Brazylii prezentuje bowiem nawiedzony, maniakalny rozpierdol, jaki można porównać jedynie do tego, co znajduje się na płytach tak zacnych grup, jak Deiphago, Void Meditation Cult, Archgoat, Demoncy, Beherit, Sarcofago, czy też na pierwszych produkcjach Mystifier. Panuje tu ten sam Diabelski duch, a całość zalatuje słodkim, ciepłym, trumiennym aromatem. Ta muzyka poderwie z grobu niejednego umarlaka, a wszystkich, będących jeszcze przy życiu maniaków cuchnącej siarką ekstremy doprowadzi do iście piekielnej ekstazy. Spodziewajcie się zatem wściekłych blastów, płonących riffów i demonicznych ryków, które w bardzo poetycki sposób opowiadają o śmierci, mroku i praktykach nekromantów. Prawda, że niesamowicie wdzięczne to tematy? „Kielich Choroby” może jednak w pierwszej chwili  oszołomić nawałnicą surowych, bestialskich akcentów, ale gdy minie pierwszy szok, zawarte tu dźwięki zaczynają hipnotyzować i wciągać w swe smoliste odmęty. Ten krążek wprowadzi Wasze ciała i umysły w chory, rytualny trans, z którego, zaprawdę powiadam Wam, w chuj ciężko się wyrwać. Oczywiście krótko przed tym, rozerwie Waszą duszę na strzępy. „Chalice of Disease” to bez wątpienia jedno z moich ulubionych wydawnictw Roku Bestii 2021. Czekam na kolejne wyziewy tego opętanego ciemnością barbarzyńcy z Rio Grande do Sul.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz