„Chalice of Disease”
Iron Bonehead Productions 2021
Kurczę,
podchodzę do recenzji tej płyty drugi raz, gdyż to, co spłodziłem pierwotnie
tak naprawdę nie było recenzją, tylko… tak naprawdę nie wiadomo do końca czym
(choć niezaprzeczalnie miało swój urok)? Dziękuję przy tej okazji moim
redakcyjnym kolegom, że zwrócili mi na to uwagę i w pewien sposób nie pozwolili
mi opublikować tych wypocin, gdyż byłaby buba jak chuj. Tak więc myślę ja
sobie, że zamiast szukać dziwnych form mówienia o muzyce, zajebię z grubej rury
to, co sądzę o tej płycie, bez specjalnego zastanawiania się, czy też silenia
na uprzejmości. Wiadomo wszak, że z opiniami ludzkimi jest jak z dziurami w
dupie, każdy ma swoją. Tak zatem bez zbytniego pierdolenia powiem Wam, że Trance
of the Undead nakurwia barbarzyński, bluźnierczy Black Metal, który w chuj się
mnie podoba. Wyjeb to, uwierzcie mi, przecudnej urody, a siła jego rażenia jest
doprawdy porażająca. Kurwa, jak pragnę zdrowia, ta płyta sponiewierała mnie potwornie,
choć nie są to dźwięki, których bym już nie słyszał podczas mych penetracji undergroundowych,
Szatańskich wyziewów z całego świata. Na swym pierwszym pełniaku ten
jednoosobowy hord z Brazylii prezentuje bowiem nawiedzony, maniakalny
rozpierdol, jaki można porównać jedynie do tego, co znajduje się na płytach tak
zacnych grup, jak Deiphago, Void Meditation Cult, Archgoat, Demoncy, Beherit,
Sarcofago, czy też na pierwszych produkcjach Mystifier. Panuje tu ten sam
Diabelski duch, a całość zalatuje słodkim, ciepłym, trumiennym aromatem. Ta
muzyka poderwie z grobu niejednego umarlaka, a wszystkich, będących jeszcze
przy życiu maniaków cuchnącej siarką ekstremy doprowadzi do iście piekielnej
ekstazy. Spodziewajcie się zatem wściekłych blastów, płonących riffów i
demonicznych ryków, które w bardzo poetycki sposób opowiadają o śmierci, mroku
i praktykach nekromantów. Prawda, że niesamowicie wdzięczne to tematy? „Kielich
Choroby” może jednak w pierwszej chwili
oszołomić nawałnicą surowych, bestialskich akcentów, ale gdy minie
pierwszy szok, zawarte tu dźwięki zaczynają hipnotyzować i wciągać w swe
smoliste odmęty. Ten krążek wprowadzi Wasze ciała i umysły w chory, rytualny
trans, z którego, zaprawdę powiadam Wam, w chuj ciężko się wyrwać. Oczywiście
krótko przed tym, rozerwie Waszą duszę na strzępy. „Chalice of Disease” to bez
wątpienia jedno z moich ulubionych wydawnictw Roku Bestii 2021. Czekam na
kolejne wyziewy tego opętanego ciemnością barbarzyńcy z Rio Grande do Sul.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz