poniedziałek, 30 maja 2022

Recenzja Perdition Temple „Merciless Upheaval”

 

Perdition Temple

„Merciless Upheaval”

Hells Headbangers 2022

Tak sobie właśnie siedzę z zimnym browarkiem w dłoni słuchając nowego materiału Perdotion Temple i zastanawiam się nad dwoma sprawami związanymi z marketingiem. Pierwsze primo – co to, do kurwy nędzy, jest „special full-lenght”? I drugie primo – co za cymbał wpadł na to, by taki zespół jak Perdition Temple reklamować przez pryzmat, słabego mimo wszystko, Blasphemic Cruelty? Na drugie pytanie nie będę się starał znajdować odpowiedzi, natomiast zasadność pierwszego już wyjaśniam. Otóż „Merciless Upheaval” to tylko cztery autorskie kompozycje. Za to jakie! Nic w tym oczywiście dziwnego, bowiem pod tym szyldem, i nie tylko, Gene Palubicki już nie raz udowodnił swoją klasę jako kompozytor. Te cztery ścieżki to staroszkolny śmierć metal w pełnej krasie. Wyobraźcie sobie połączenie AngelCorpse z Morbid Angel. W zasadzie ciężko cokolwiek dodać. Spadające na głowę perkusyjne nawałnice w towarzystwie zmasowanego riffowania tworzą tutaj takie zagęszczenie, że ciężko oddychać. Nie trzeba chyba nikomu uzmysławiać, jakiej klasy gitarzystą jest wspomniany powyżej człowiek. Zrodzone w jego głowie akordy tasują się tu niczym karty w rękach szulera, raz po raz zmieniając się z prostych, bezpośrednich linii w bardziej zapętlone. Nawet kiedy ta machina wojenna na chwilę zwalnia, jej siła ognia nie słabnie ani odrobinę. Tym bardziej, że wyrzygiwane z ogromną wściekłością wokale dosłownie paraliżują a pojawiające się, szybkie partie solowe to klasa, której obecnie powinien zazdrościć sam Trey, gdyż od jakiegoś czasu mam wrażenie, iż uczeń przerósł mistrza. Ktoś zapyta o brzmienie? To pytanie uważam za retoryczne. Ciężar i organiczność, a wszystko doskonale czytelne i napompowane testosteronem. Zaprawdę ciężko przy tych kawałkach usiedzieć na miejscu i nie ponapierdalać dynią. Rozpierdol totalny. Jako dodatek do tego wyśmienitego dania otrzymujemy także cztery covery, w kolejności : „Skeletons In the Closet” Infernal Majesty, „From the Stars, Nyarlathotep” Shub Niggurath, „Blood on my Hands” Morbid Angel i „Parricide” Pestilence. Chyba każdy średnio rozgarnięty domyśli się od razu, że w wykonaniu Perdotion Temple te klasyki to żywy ogień, który topi skórę i wypala oczy. Oczywiście, że zamiast nich wolałbym cztery dodatkowe utwory własne, ale lepsze to, niż gdyby ten materiał miałby się skończyć po osiemnastu minutach. Mamy zatem ponad pół godziny prawdziwego deathmetalowego tornado zamiatającego wszystko co znajdzie się na jego drodze. Wyśmienita EP-ka z bonusami, palce lizać. Coś muszę jeszcze dodawać? Nie wydaje mnie się.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz