OBSCENE
„… From Dead Horizon To Dead Horizon”
Blood Harvest Records (2022)
Podziwiam współczesne, deathmetalowe zespoły, które
potrafią odnaleźć swój własny sznyt. Do takich zespołów należy niewątpliwie
pochodzący z Indiany kwartet Obscene. I o ile debiutancki „The Inhabitable
Dark” nie skradł mojego serca to trudno było nie zauważyć tego, że grupa ma
kilka atrybutów, które wyróżniają ją na scenie. „… From Dead Horizon To Dead
Horizon” choć drastycznych zmian stylistycznych nie przynosi to na tyle rozwija
zaprezentowaną na debiucie formułę, że zignorowanie Obscene byłoby grzechem.
Grupa operuje raczej prostym metalem śmierci, w którym odnajdziemy całą masę
haków, punktów zaczepienia i chwytliwych momentów. Poszczególne utwory oparte
są na 2-3 chwytliwych motywach, które potrafią wryć się w pamięć. Atut to
niewątpliwy, zważywszy, że całe ogrom współczesnych grajków raczej serwuje
pojedyncze fajne motywy w morzu riffowego gruzu, szumu i bulgotu. Tutaj jest
zdecydowanie bardziej klasycznie, z poszanowaniem pomysłu. Obscene opiera swój
deathmetal na szybkich, thrashujących riffach, szybkim tempie łamanym przez raz
po raz wyłaniające się gitarowo-perkusyjne kanonady. Gdyby taki Baphomet (ten z
Buffalo), Banished, czy nawet Obituary operowali w bardziej thrashowych
rejestrach to można by mówić o wstępnym wyobrażeniu tego co gra Obscene. Nad
całością unosi się wybitnie charakterystyczny growling Kyle’a Shaw’a, który
jest gdzieś na pograniczu skowytu. W
porównaniu do debiutanckiego krążka więcej tu luzu, żonglowania tempem, pomimo
faktu, że całość sprowadzona jest do dość hermetycznej formuły. Mniej tu
prostych, dosadnych riffów, a więcej wplatania thrashowej, acz bezpośredniej
dynamiki.
Brzmienie płyty również jest nienaganne,
podkreślające jej agresywny i chwytliwy charakter. Podoba mi się konsekwencja z
jaką muzycy Obscene uszlachetniają i urozmaicają swój pomysł na grania. Robią
to cholernie skutecznie i choć życzyłbym sobie, żeby jeszcze odważniej poszli
ze swoimi pomysłami to i tak „… From Dead Horizon To Dead Horizon” jest płyta
na tyle dobra i charakterystyczną, że warto poświęcić jej trochę czasu.
Szczerze zachęcam.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz