SPHERE
„Blood Era”
Deformeathing Productions 2022
Po siedmiu latach ciszy ze swym
nowym materiałem powraca stołeczny Sphere. Zacząłem się już nawet obawiać, że
kapela ta odwaliła kopyta, bo jakby nie patrzeć panowie milczeli dosyć długo.
Nic takiego się jednak nie wydarzyło, a zespół jest w doskonałej formie i
napierdala, aż wióry lecą, czego niezaprzeczalnym dowodem jest ich czwarta
płyta długogrająca, która swą premierę miała kilka dni temu. Warszawiacy
praktycznie od zawsze fachowo łechtali
swą muzą mój muzyczny punkt G, dostarczając mi przy tym, co zrozumiałe, sporo
przyjemnych doznań i nie inaczej jest i tym razem. Sphere konsekwentnie bowiem
podąża swą ścieżką i ani myśli z niej schodzić. Można nawet zary(d)zykować
stwierdzenie, że to zespół dosyć mocno konserwatywny w swym podejściu do
dźwiękowej materii, jednak ów konserwatyzm nie przeszkadza im w uaktualnianiu
swej twórczości i wprowadzaniu odrobiny nowych elementów do tradycyjnych
struktur, którymi operują. „Blood Era” to zatem naturalna kontynuacja
poprzedniej „Mindless Mass”. Cały czas obcujemy tu więc z Brutalnym Death
Metalem zagranym na naprawdę wysokim poziomie technicznego zaawansowania. Nie
uświadczymy tu jednak bezcelowego, instrumentalnego onanizmu. Mimo że nie raz
spotkamy się na tym albumie z zagrywkami zapierającymi dech w cyckach, które
ocierają się wręcz o muzyczną wirtuozerię, to jednak płytka ta jest bezlitosna,
ciężka i napierdala prosto w ryj. Nie ma kurwa zmiłuj! Panowie jadą na pełnej
piździe i bez srania po krzakach zrzucają to, co im ciąży na wątrobie. Ta
płytka to przemyślana, precyzyjna w chuj, śmiertelna rozpierduch na sto
fajerek, która zamiata z potworną siłą i jeńców brać nie zamierza. Zwłaszcza że
każdy jej element, począwszy od wspieranych wyrywającym wnętrzności basem,
siarczystych bębnów poprzez patroszące bestialsko, techniczne riffy i dopracowane partie solowe, a na nisko
ryjących growlach skończywszy ma jedno tylko zadanie. Zabijać! I powiadam Wam,
że każda cząstka tego krążka wywiązuje się doskonale ze swej powinności,
mordując perfidnie i z wyrachowaniem. Nawet brzmienie, które dla niektórych z
pewnością będzie zbyt sterylne i wyszlifowane, wg mnie idealnie pasuje do tej
wysoce odhumanizowanej rzezi. Jeżeli zaś chodzi o wspominany tu wyżej update
twórczości Sphere, to na płytce tej dorzucono gustowne orkiestracje i
monumentalne intra o apokaliptycznym wydźwięku, których nie kojarzę z
wcześniejszych wydawnictw warszawskich brutali. Należy również odnotować, że na
albumie tym wystąpili zacni goście (Dave Suzuki i Damien Boynton znani z Vital Remains),
którzy także dołożyli tu swoje bluźniercze trzy grosze. Czas więc na
podsumowanie. Uważam, że „Blood Era” hierarchii żadnej nie wywróci, ale to
wyśmienity materiał. Zatopiony głęboko w tradycji gatunku, a zarazem aktualny i
współczesny (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Wszyscy fani Dying Fetus,
Suffocation, czy też nowszych dokonań Deicide lub naszego Hate z pewnością będą
zadowoleni i powinni wzbogacić tą płytką swoje kolekcje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz