„Des
Glaires Et Des Briques”
Sun & Moon Records 2022
Gdy
zabierałem się za obróbkę drugiej, pełnej płyty absolutnie mi dotychczas nieznanego,
francusko-kanadyjskiego ansamblu Catacombes, na sam przód zwróciłem uwagę na
jej okładkę. Znajduje się na niej flaszka po bełcie, buzonie lub innym
mózgojebie, a obok spoczywa popaprany czymś z lekka nóż (i bynajmniej nie jest
to masło), pełniący również funkcję korkociągu. Patrząc na nią, nie miałem
wątpliwości, że na albumie tym spotkam się z Black Metalem. Pytanie tylko z
jakim? Pierwsze skojarzenia kazały mi przypuszczać, że będzie to wysoce
depresyjne, samobójcze granie, przy którym co niektórzy bez wahania sięgną po
ostre przedmioty, aby upuścić sobie krwi. Czy rzeczywiście tak jest? I tak i
nie. Ponurych, pesymistycznych wibracji jest tu faktycznie sporo, jednak nie
jest to materiał, który jednoznacznie można skategoryzować jako Suicidal Black
Metal. Sporo tu także surowego, siarczystego, czasami wręcz minimalistycznego
lepienia w czarciej materii, które to kieruje nasz umysł w kierunku
niepokojących, straszliwych, piekielnych wizji. Bębny biją wówczas mocno, bas
pulsuje złowrogo, riffy wibrują ponuro, a szorstki wokal doskonale podkreśla
owe muzyczne wątki. Są tu też fragmenty, które określiłbym jako rustykalne, co
nie znaczy, że wiejskie, czy wieśniackie. Chodzi mi raczej o to, że zespół ten
sięga momentami do szeroko pojętych korzeni muzyki, i to nie tylko metalowej.
Usłyszymy bowiem na tym krążku także wyraźne patenty zaczerpnięte z
tradycyjnego Rocka, czy wręcz Bluesowe chwyty. Oczywiście wszystko to okryte
jest całunem, utkanym z ciemności (raz większej, raz mniejszej, ale jednak
ciemności). Obcuje się zatem z tym materiałem całkiem przyjemnie, ale do
obsrania droga jeszcze bardzo daleka i kręta. Z jednej strony odkryjemy tu
pewien stopień wyrafinowania połączonego z dekadencką atmosferą, a z drugiej
dużo jest prostych, wyłażących niczym dżdżownice z mokrej ziemi, surowych struktur
melodycznych, które jakoś mnie nie zachwycają. Tak więc, jak na mój gust, „Des
Glaires…” to płyta akceptowalna, chwilami nawet całkiem do rzeczy, ale w
ogólnym rozrachunku zbyt przeciętna, aby kiedykolwiek jeszcze do niej wrócić.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz