wtorek, 1 listopada 2022

Recenzja Halo of Miasma “Halo of Miasma”

 

Halo of Miasma

“Halo of Miasma”

Zły Demiurg 2018

Dziś mały skok w nieodległą aż tak bardzo przeszłość, czyli do roku osiemnastego, kiedy to w głębokim podziemiu wykluł się dwuosobowy projekt o nazwie Halo of Miasma.  Materiał ten ukazał się w ściśle limitowanym nakładzie kasetowym i zapewne dawno się wyprzedał, nie mniej jednak jest kolejnym dowodem na to, że czasem do andegrandu nie tylko wypada, ale i należy zajrzeć. A najlepiej wziąć łopatę i dodatkowo w nim pokopać, bo można znaleźć tam ciekawe wydawnictwa. Takim niewątpliwie jest pierwsze demo wspomnianego tworu. Dlaczego uważam ten materiał za na tyle ciekawy, że wracam do niego w cztery lata po jego wydaniu? Choćby dlatego, że nie jest to kolejna kapela grająca w ściśle utartym blackmetalowym stylu. Nie, żadnej awangardy tutaj też nie uświadczycie, jednak sposób, w jaki panowie budują w swoich kompozycjach podbiegunowy klimat jest dość nietypowy. Przede wszystkim dźwięki płynące z tego demo nie zostały oparte na gitarach. Te, owszem, są obecne, lecz ich rola w zasadzie ogranicza się do dość monotematycznego bzyczenia w tle, na zasadzie wyjącego za zaszronionym oknem wiatru. Duży nacisk został tu natomiast położony na wokale. A te są, mówiąc kolokwialnie, poważnie pojebane. Ich różnorodność skutecznie zastępuje brak wyraźnego riffowania. Począwszy od śpiewojęku w stylu Atilli na debiucie Mayhem, poprzez dzikie szeptokszyki, harczenia, harkozaśpiewy i chuj wie co tam jeszcze. Nie bez powodu właśnie odgłosy paszczą zostały tu zdecydowanie wyeksponowane, a poprzez nałożenie dodatkowych, choć oszczędnych efektów, zyskały jeszcze większej mocy, chwilami wybrzmiewając jak z głębokiego odwiertu. Do tego dodano mechaniczny, silnie odczłowieczony beat automatu perkusyjnego, którego brzmienie silnie kojarzyć się może chwilami norweskim Mysticum.  Z tą różnicą, iż wystukiwane przez niego rytmy są mniej techno-industrialne. I ostatni element składowy, który ma wpływ na chorobę toczącą te kompozycje to klawisze. Nieco schowane w tle, jednak nieustannie obecne, momentami jedynie wyglądające na pierwszy plan by pogłębić klimat okultyzmu. Mocno mogące kojarzyć się ze sceną grecka z początku lat dziewięćdziesiątych, głównie z Necromantia. Poniekąd potwierdzeniem tych inspiracji jest zamieszczony na końcu cover „Unholy Funeral” autorstwa Varathron. Materiał ten brzmi bardzo surowo, chwilami też nie do końca czytelnie, stąd też, jak mniemam, przegryzie się jedynie przez uszy zaprawionych w bojach maniaków najbardziej podziemnych czeluści. Halo of Miasma jest właśnie dla nich.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz