Halo of Miasma
“Halo of Miasma”
Zły
Demiurg 2018
Dziś mały skok w nieodległą aż tak bardzo
przeszłość, czyli do roku osiemnastego, kiedy to w głębokim podziemiu wykluł
się dwuosobowy projekt o nazwie Halo of Miasma.
Materiał ten ukazał się w ściśle limitowanym nakładzie kasetowym i
zapewne dawno się wyprzedał, nie mniej jednak jest kolejnym dowodem na to, że
czasem do andegrandu nie tylko wypada, ale i należy zajrzeć. A najlepiej wziąć
łopatę i dodatkowo w nim pokopać, bo można znaleźć tam ciekawe wydawnictwa.
Takim niewątpliwie jest pierwsze demo wspomnianego tworu. Dlaczego uważam ten
materiał za na tyle ciekawy, że wracam do niego w cztery lata po jego wydaniu?
Choćby dlatego, że nie jest to kolejna kapela grająca w ściśle utartym
blackmetalowym stylu. Nie, żadnej awangardy tutaj też nie uświadczycie, jednak
sposób, w jaki panowie budują w swoich kompozycjach podbiegunowy klimat jest
dość nietypowy. Przede wszystkim dźwięki płynące z tego demo nie zostały oparte
na gitarach. Te, owszem, są obecne, lecz ich rola w zasadzie ogranicza się do
dość monotematycznego bzyczenia w tle, na zasadzie wyjącego za zaszronionym
oknem wiatru. Duży nacisk został tu natomiast położony na wokale. A te są,
mówiąc kolokwialnie, poważnie pojebane. Ich różnorodność skutecznie zastępuje
brak wyraźnego riffowania. Począwszy od śpiewojęku w stylu Atilli na debiucie
Mayhem, poprzez dzikie szeptokszyki, harczenia, harkozaśpiewy i chuj wie co tam
jeszcze. Nie bez powodu właśnie odgłosy paszczą zostały tu zdecydowanie wyeksponowane,
a poprzez nałożenie dodatkowych, choć oszczędnych efektów, zyskały jeszcze
większej mocy, chwilami wybrzmiewając jak z głębokiego odwiertu. Do tego dodano
mechaniczny, silnie odczłowieczony beat automatu perkusyjnego, którego
brzmienie silnie kojarzyć się może chwilami norweskim Mysticum. Z tą różnicą, iż wystukiwane przez niego
rytmy są mniej techno-industrialne. I ostatni element składowy, który ma wpływ
na chorobę toczącą te kompozycje to klawisze. Nieco schowane w tle, jednak
nieustannie obecne, momentami jedynie wyglądające na pierwszy plan by pogłębić
klimat okultyzmu. Mocno mogące kojarzyć się ze sceną grecka z początku lat
dziewięćdziesiątych, głównie z Necromantia. Poniekąd potwierdzeniem tych
inspiracji jest zamieszczony na końcu cover „Unholy Funeral” autorstwa
Varathron. Materiał ten brzmi bardzo surowo, chwilami też nie do końca
czytelnie, stąd też, jak mniemam, przegryzie się jedynie przez uszy
zaprawionych w bojach maniaków najbardziej podziemnych czeluści. Halo of Miasma
jest właśnie dla nich.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz