sobota, 12 listopada 2022

Recenzja DISFUNERAL „Blood Red Tentacle”

 

DISFUNERAL

„Blood Red Tentacle”

Redefining Darkness Records 2022

 


Archaic Death Metal – tak swą muzykę określają panowie z Disfuneral. W notce promocyjnej dołączonej do ich pierwszego pełnego albumu twierdzą ponadto, że „nie ma tu nic nowego do odkrycia”. Cóż, jeżeli chodzi o pierwsze stwierdzenie, to nie mogę się z nim zgodzić, gdyż muzyka zespołu nie jest absolutnie archaiczna, natomiast teza druga jest jak najbardziej zgodna z prawdą, bowiem „Blood Red Tentacle” nie jest płytą, na której można usłyszeć coś nowego. Krążek ten wypełnia tradycyjny Metal Śmierci starej szkoły pełnymi garściami czerpiący ze skandynawskiej spuścizny. Chłopaki namiętnie maltretują pedał HM-2, więc riffy mają ziarnisty szlif i chropowate krawędzie, a partie solowe przechodzą przez mięso aż do kości. Sekcja rytmiczna równie klasycznie podchodzi do sprawy, więc beczki biją mocno i soczyście, często galopując w rytmie D-Beat, a tłusty bas wykręca jelita aż miło. Wokalnie natomiast spotykają się tu wczesny L.G. Petrov podrasowany nieco stylizacją à la Chuck Schuldiner. Jazda jest tu konkretna, bo chłopaki w tańcu się nie pierdolą, a że poginają żwawo, z sercem i z przytupem, to też odsłuch tego materiału jest zdecydowanie przyjemnym doświadczeniem. Oczywiście zalatuje to wszystko klasycznymi już dziś albumami Entombed, Dismember, czy Grave, a i szczyptę ropiejących wibracji rodem z twórczości Autopsy, czy wczesnego Deathtakże można tu wyczuć. Nic w tym jednak złego. Uważam, że czerpać wzorce od najlepszych to żaden wstyd, tym bardziej że Disfuneral trzyma odpowiednio wysoki poziom i dodaje zarazem do owych inspiracji swój własny stempel. Brzmienie tej płytki, to także, co zrozumiałe hołd dla Death Metalu (głównie szwedzkiego) z lat 90-tych. Jest potężne, mięsiste, odpowiednio brutalne i posiada charakterystyczny, ohydny majestat, ale skoro za miks i mastering odpowiada Robert Pehrsson (wioślarz i gardło Death Breath, jakby ktoś nie wiedział), no to lipy w tym temacie być nie może. „Blood Red Tentacle” nie jest absolutnie płytą błyskotliwą, ale album ten udowodnił jedną rzecz. Francuzi, w przeciwieństwie do bardzo wielu zwykłych klonów, przyjmujących tylko estetykę tamtych czasów przede wszystkim potrafili napisać dobre utwory, które dopiero później otrzymały odpowiedni sznyt i ostateczny wygląd. Krążek naprawdę do rzeczy, który ma do zaoferowania znacznie więcej, niż tylko zwykłą nostalgię za minionymi latami. Ja to kupuję.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz