„The Dead of Night” (Demo)
Seance
Records 2022
Ravenous Dusk, to stosunkowo nowy
twór (lub jak kto woli nowotwór), gdyż stuknął mu dopiero roczek, jednak
muzycy, którzy go tworzą to już starzy, sceniczni wyżeracze. W skład tej
australijskiej hordy wchodzą bowiem Balam i Wraith, a więc popaprańcy, którzy
odpowiadają m.in. za Drowning the Light, Ichor, Nazxul, czy Pestilential Shadows.
Zadeklarowani to bluźniercy, których mrok pochłonął już dawno temu, więc lipy
nie będzie, a i o jakość zastanych tu dźwięków możecie być całkowicie spokojni.
Oczywiście na wydawnictwie tym panowie cały czas dumnie dzierżą płonącą czarnym
ogniem flagę Black Metalu. No i przyznam się Wam bez bicia, że gdy zarzuciłem
sobie ten materiał, to kurna łezka mi się w oku zakręciła. Horda przenosi nas
tu bowiem w złote lata prosperity II fali skandynawskiej (głównie) rogacizny, a
nad „The Dead…” wyraźnie unosi się duch pierwszych produkcji Emperor, Satyricon,
czy Odium z ledwie wyczuwalnym dotknięciem wibracji charakterystycznych dla
wampirów z Suffolk. Zalewa nas tu zatem pulsująca złowieszczo fala jadowitych,
surowych riffów nasyconych zimnymi melodiami utkanymi z ciemności, a bas o w
chuj ostrych obrzeżach wywraca wnętrzności, a jednocześnie wspomaga beczki,
siejące konkretny rozpierdol. Wokale oczywiście opętane i bluźniercze. Wraith
po raz kolejny zrobił miażdżącą robotę. Jego partie sprawiają, że chwilami
dosłownie jeży się włos na całym ciele. Z jego gardzieli wydobywają się
agonalne jęki, demoniczny, bluźnierczy scream wprost z diabelskiej kloaki, nawiedzone,
rytualne szepty, czy wściekłe przekleństwa. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby w
studio rzygał on ze swych trzewi wrzącą smołą. Oczywiście całość ukwieca
mistyczna symfonika, czy dźwięki klawesynu dobywające się z parapetu
zastosowanego fachowo w oldschool’owym stylu. Doprawdy przecudnej urody materiał
wysmażyła ta dwójka na potrzeby Ravenous Dusk. Gdybym nie wiedział, że dźwięki
te stworzyła horda z Nowej Południowej Walii, to chwilami gotów byłbym
pomyśleć, że to jakieś niepublikowane dotąd utwory norweskiego Cesarza z ery
„In the Nightside Eclipse”/ „As the Shadows Rise”. Niektóre pomysły wydają się
nieco okrojone i jakby zbyt szybko zakończone, a w większości przypadków to
zajebiste patenty, które można by śmiało rozwinąć i pociągnąć dalej i to w
zasadzie jedyny, delikatny zarzut z mojej strony, jeżeli chodzi o tę produkcję.
Mam nadzieję, że projekt ten będzie kontynuowany i na kolejnym wydawnictwie
(najlepiej, aby był to pełny album) panowie odważnie rozwiną skrzydła i
ponownie uraczą nas odpowiednią dawką majestatycznego Black Metalu
zakorzenionego w najlepszych produkcjach gatunku z pierwszej połowy lat
90-tych. Australijskie, diabelskie podziemie ponownie uniosło swój parszywy łeb
i jednym swym tchem zniszczyło niewiernych. Doskonały debiut. Czekam na
kolejną, klasyczną emanację ciemności i zła rodem z Sydney. I jeszcze jedna
sprawa. Niech to kurwa ktoś wyda na cd!
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz