środa, 16 listopada 2022

Recenzja RAVENOUS DUSK „The Dead of Night”

 

RAVENOUS DUSK

„The Dead of Night” (Demo)

Seance Records 2022

Ravenous Dusk, to stosunkowo nowy twór (lub jak kto woli nowotwór), gdyż stuknął mu dopiero roczek, jednak muzycy, którzy go tworzą to już starzy, sceniczni wyżeracze. W skład tej australijskiej hordy wchodzą bowiem Balam i Wraith, a więc popaprańcy, którzy odpowiadają m.in. za Drowning the Light, Ichor, Nazxul, czy Pestilential Shadows. Zadeklarowani to bluźniercy, których mrok pochłonął już dawno temu, więc lipy nie będzie, a i o jakość zastanych tu dźwięków możecie być całkowicie spokojni. Oczywiście na wydawnictwie tym panowie cały czas dumnie dzierżą płonącą czarnym ogniem flagę Black Metalu. No i przyznam się Wam bez bicia, że gdy zarzuciłem sobie ten materiał, to kurna łezka mi się w oku zakręciła. Horda przenosi nas tu bowiem w złote lata prosperity II fali skandynawskiej (głównie) rogacizny, a nad „The Dead…” wyraźnie unosi się duch pierwszych produkcji Emperor, Satyricon, czy Odium z ledwie wyczuwalnym dotknięciem wibracji charakterystycznych dla wampirów z Suffolk. Zalewa nas tu zatem pulsująca złowieszczo fala jadowitych, surowych riffów nasyconych zimnymi melodiami utkanymi z ciemności, a bas o w chuj ostrych obrzeżach wywraca wnętrzności, a jednocześnie wspomaga beczki, siejące konkretny rozpierdol. Wokale oczywiście opętane i bluźniercze. Wraith po raz kolejny zrobił miażdżącą robotę. Jego partie sprawiają, że chwilami dosłownie jeży się włos na całym ciele. Z jego gardzieli wydobywają się agonalne jęki, demoniczny, bluźnierczy scream wprost z diabelskiej kloaki, nawiedzone, rytualne szepty, czy wściekłe przekleństwa. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby w studio rzygał on ze swych trzewi wrzącą smołą. Oczywiście całość ukwieca mistyczna symfonika, czy dźwięki klawesynu dobywające się z parapetu zastosowanego fachowo w oldschool’owym stylu. Doprawdy przecudnej urody materiał wysmażyła ta dwójka na potrzeby Ravenous Dusk. Gdybym nie wiedział, że dźwięki te stworzyła horda z Nowej Południowej Walii, to chwilami gotów byłbym pomyśleć, że to jakieś niepublikowane dotąd utwory norweskiego Cesarza z ery „In the Nightside Eclipse”/ „As the Shadows Rise”. Niektóre pomysły wydają się nieco okrojone i jakby zbyt szybko zakończone, a w większości przypadków to zajebiste patenty, które można by śmiało rozwinąć i pociągnąć dalej i to w zasadzie jedyny, delikatny zarzut z mojej strony, jeżeli chodzi o tę produkcję. Mam nadzieję, że projekt ten będzie kontynuowany i na kolejnym wydawnictwie (najlepiej, aby był to pełny album) panowie odważnie rozwiną skrzydła i ponownie uraczą nas odpowiednią dawką majestatycznego Black Metalu zakorzenionego w najlepszych produkcjach gatunku z pierwszej połowy lat 90-tych. Australijskie, diabelskie podziemie ponownie uniosło swój parszywy łeb i jednym swym tchem zniszczyło niewiernych. Doskonały debiut. Czekam na kolejną, klasyczną emanację ciemności i zła rodem z Sydney. I jeszcze jedna sprawa. Niech to kurwa ktoś wyda na cd!

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz