DEHISCENCE
„Colony” EP
Chaos Records (2022)
Dobrego
grindu nigdy za wiele, a pochodzące z Portland w Oregonie trio Dehiscence
właśnie rzuca nam przed uszy ochłap w postaci niespełna 17-minutowej Epki
„Colony”. Osiem wałków tu zawartych cudownie wali w łeb niczym stutonowy młot i
napierdala po żebrach Stallone Lundgrena w „Rocky IV”. Panowie wykonują swój
deathgrind z niesamowita dbałością i poszanowaniem tradycji, bo obok skojarzeń
z bardziej aktualnymi tuzami jak Caustic Wound nietrudno jest się doszukać tu
wpływów Napalm Death, a przede wszystkim Terrorizer. „Colony” oczywiście
niczego nowego nie przynosi, żadnych ścieżek nie przeciera ani nie toruje, ale
trudno nie kochać tak brawurowo i energicznie zagranej sieczki. Ten rok uraczył
nas kilkoma godnymi uwagi wydawnictwami w tym nurcie, ale uważam, że premierowy
minialbum Oregończyków to ścisły to takiego grania w ostatnim czasie. Konkret
goni konkret, bez eksperymentów, bez miziania się, bez pierdolenia o Szopenie i
wspomagania się jakimiś lamerskimi samplami z horrorów. Jak dla mnie totalnie
zajebisty materiał, który rozbudza apetyt na kolejne wydawnictwa Dehiscence.
Jak ktoś ma ochotę w przerwie na lunch posłuchać mięsistego i zwięzłego grindu
ten niech śmiało sięga po „Colony”.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz