Harvest Gulgaltha
„Ancient Woods”
Godz ov War 2022
Pięć lat upłynęło od wydania debiutanckiej płyty
Harvest Gulgaltha. Długo to i krótko, zależy z której strony spojrzeć. Nie
mniej jednak na dniach ukaże się nakładem Godz ov War jedna z ostatnich już
planowanych przez label na ten rok pozycji, czyli nowy krążek Amerykanów,
zatytułowany jak na moje bardzo blackmetalowo. Kto jednak miał okazję zapoznać
się z „Altars of Devotion” ten wie, że zespół ten do lasu wchodzi co najwyżej
kopać groby, tudzież taplać się w rozkładającej padlinie, a nie biegać z
pomalowanym ryjem. „Ancient Woods” to bezpośrednia kontynuacja stylu
zapoczątkowanego przez Harvest Gulgaltha na samym początku, będąca jednocześnie
jego rozwinięciem i bardziej klarownym ukształtowaniem. Nadal obcujemy tutaj wyłącznie z powolnymi rytmami.
Panowie nie spieszą się donikąd, kładąc przede wszystkim zdecydowany nacisk na
tonaż swoich kompozycji a nie ich różnorodność. Bo tak naprawdę, to trzeba
szczerze przyznać, że wszystkie numery zawarte na tym krążku są utrzymane w
niemal identycznej prędkości stałej. Są niczym taniec gnijących upiorów.
Atonalne, wielokrotnie powtarzane, wręcz wałkowane w kółko, harmonie przewalają
się niespiesznie wprowadzając odbiorcę w swoisty trans z którego nie są w
stanie wyrwać nawet przebijające się z tła nieśmiałe melodie. Katakumbową
atmosferę potęgują dodatkowo niskie, grobowe wokale, niejednokrotnie w różnych,
nakładających się na siebie tonacjach. Ponadto dodatkowo przytłacza ciężar
brzmienia tych nagrań, sprawiając, że czuć w powietrzu zgniliznę i trupi odór.
Nie jest to muzyka która daje się eksplorować w nieskończoność, gdyż wszystko
wiadome jest w zasadzie po jednym odsłuchu. Ona nie porywa, ona przybija,
dręczy i wywołuje senne koszmary. Amerykanie, myślę że nieprzypadkowo, zamknęli
czas swojego albumu w nieco ponad pół godziny, gdyż jest to dawka idealna by
nie znużyć, lecz rozgnieść na bezkształtną, krwawą maź. Dodatkową jego zaletą
jest niemożliwość bezpośredniego przyrównania „Ancient Woods” do jakiegokolwiek
innego zespołu, co jedynie potwierdza moje wcześniejsze stwierdzenie o własnym
przepisie na duchotę. Sesje z tymi
nagraniami są niczym upadek do basenu lawy i powolne opadanie na dno, czując
jak nasze ciało płonie. Bardzo gęsta i ponura rzecz, z której najbardziej
zadowoleni powinni być maniacy takich tworów jak Encoffination, Father
Befouled, Disma czy Grave Upheaval.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz