środa, 16 listopada 2022

Recenzja Godkiller “We Are The Black Knights”

 

Godkiller

“We Are The Black Knights”

Debemur Morti 2022

Tak sobie próbuję przypomnieć, czy słyszałem kiedyś jakąś kapelę z Monako, i mam totalną pustkę w głowie. Bo nawet jeśli kiedyś był epizod z tym państewkiem, to najwyraźniej mało znaczący. Z tym większym zainteresowaniem sięgnąłem po dwie demówki Godkiller, datujące oryginalnie na lata 94/95 ubiegłego stulecia, przypominane właśnie nakładem Debemur Morti. Po nieco przydługawym wstępie, szczęka mi nieco opadła. Spodziewałem się totalnej surowizny i norweskiej piwnicy, a zamiast tego już na początku „Waiting For Lilith” zaatakował mnie… Slayer! W bardzo zimowym co prawda wydaniu, ale jednak, kurwa, Slayer. Był to pierwszy z elementów zaskakujących na kompilacji zawierającej nagrania z „Ad Majorem Satanae Gloriam” i „The Warlord” , lecz nie ostatni. Kolejnym było niestandardowe, przynajmniej jak na tamte lata, zastosowanie klawiszy. Nie sprowadzających się jedynie do płynących w tle pasaży, lecz aktywnie uczestniczącego w procesie muzycznym instrumentu. Chwilami łapiącego żagle na Transylwanię, kiedy indziej skręcającego mocno w klimaty greckie. Nie nadużywanego, ale jednoczesne pełniącego niezwykle istotną rolę tworzonego przez Duke Sataneal’a misterium. Istotę rzeczonych klawiszy można bez wątpienia podpiąć pod proto dungeon synth, i nie będzie to bynajmniej błędem myślowym. Gitary z kolei bzyczą bardzo surowo. Mocno w klimacie drugiej nordyckiej fali. Jednocześnie nie oznacza to, że kompozycje Godkiller oparte są o charakterystyczne dla tamtych czasów tremolo. Sporo tu zapożyczeń thrashowych, czy nawet death czy doom metalowych. Dobrze to, czy źle? Dobrze, bo muzyka zespołu nie jest oczywista, monotonna czy płaska. Z drugiej jednak strony chwilami mam wrażenie, że nie wszystkie składowe do siebie idealnie pasują. Na drugim demo, którego zawartość stanowią instrumental i dwa, trwające niemal po dziesięć minut utwory, słychać wyraźny postęp. Nadal pozostajemy w klimatach północnych, wciąż obecne są tutaj wspomniane wcześniej klawisze, jednak feeling jakby bardziej odpływa w stronę odhumanizowanego, industrialnego bieguna. Powiem może obrazowo. Wyobraźcie sobie pomieszanie Mysticum z twórczością Mortiis a otrzymacie coś na kształt „The Warlord”. Bębny chwilami brzmią jak automat, podkłady syntezatorowe pod szybkim riffowaniem jak w mordę strzelił kojarzą się z wczesnym Emperor a nad całością rozpościera się przeraźliwy wrzask, którego nie powstydziłby się hrabia Kriszna. Nagrania z „The Warlord” są zdecydowanie bardziej spójne i przyznać trzeba, że to naprawdę wciągający, dojrzały już materiał, poniekąd nawet oryginalny. I na pewno nie płynący wówczas głównym nurtem z tysiącem innych hord. Po kilku rundach z „We Are the Black Knights” stwierdzam, że to, co miało być geograficzną ciekawostką okazało się albumem, do którego jeszcze nie raz chętnie wrócę. I na pewno sprawdzę późniejsze nagrania Godkiller, bo jeśli rozwijali się w takim tempie, to być może znajdę jakiś zaginiony klejnot z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych. Monako… No kto by pomyślał…

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz