Godkiller
“We Are The Black Knights”
Debemur
Morti 2022
Tak sobie próbuję przypomnieć, czy słyszałem kiedyś
jakąś kapelę z Monako, i mam totalną pustkę w głowie. Bo nawet jeśli kiedyś był
epizod z tym państewkiem, to najwyraźniej mało znaczący. Z tym większym
zainteresowaniem sięgnąłem po dwie demówki Godkiller, datujące oryginalnie na
lata 94/95 ubiegłego stulecia, przypominane właśnie nakładem Debemur Morti. Po
nieco przydługawym wstępie, szczęka mi nieco opadła. Spodziewałem się totalnej
surowizny i norweskiej piwnicy, a zamiast tego już na początku „Waiting For
Lilith” zaatakował mnie… Slayer! W bardzo zimowym co prawda wydaniu, ale
jednak, kurwa, Slayer. Był to pierwszy z elementów zaskakujących na kompilacji
zawierającej nagrania z „Ad Majorem Satanae Gloriam” i „The Warlord” , lecz nie
ostatni. Kolejnym było niestandardowe, przynajmniej jak na tamte lata,
zastosowanie klawiszy. Nie sprowadzających się jedynie do płynących w tle
pasaży, lecz aktywnie uczestniczącego w procesie muzycznym instrumentu.
Chwilami łapiącego żagle na Transylwanię, kiedy indziej skręcającego mocno w
klimaty greckie. Nie nadużywanego, ale jednoczesne pełniącego niezwykle istotną
rolę tworzonego przez Duke Sataneal’a misterium. Istotę rzeczonych klawiszy
można bez wątpienia podpiąć pod proto dungeon synth, i nie będzie to bynajmniej
błędem myślowym. Gitary z kolei bzyczą bardzo surowo. Mocno w klimacie drugiej
nordyckiej fali. Jednocześnie nie oznacza to, że kompozycje Godkiller oparte są
o charakterystyczne dla tamtych czasów tremolo. Sporo tu zapożyczeń
thrashowych, czy nawet death czy doom metalowych. Dobrze to, czy źle? Dobrze,
bo muzyka zespołu nie jest oczywista, monotonna czy płaska. Z drugiej jednak
strony chwilami mam wrażenie, że nie wszystkie składowe do siebie idealnie
pasują. Na drugim demo, którego zawartość stanowią instrumental i dwa, trwające
niemal po dziesięć minut utwory, słychać wyraźny postęp. Nadal pozostajemy w
klimatach północnych, wciąż obecne są tutaj wspomniane wcześniej klawisze,
jednak feeling jakby bardziej odpływa w stronę odhumanizowanego, industrialnego
bieguna. Powiem może obrazowo. Wyobraźcie sobie pomieszanie Mysticum z
twórczością Mortiis a otrzymacie coś na kształt „The Warlord”. Bębny chwilami
brzmią jak automat, podkłady syntezatorowe pod szybkim riffowaniem jak w mordę
strzelił kojarzą się z wczesnym Emperor a nad całością rozpościera się
przeraźliwy wrzask, którego nie powstydziłby się hrabia Kriszna. Nagrania z
„The Warlord” są zdecydowanie bardziej spójne i przyznać trzeba, że to naprawdę
wciągający, dojrzały już materiał, poniekąd nawet oryginalny. I na pewno nie
płynący wówczas głównym nurtem z tysiącem innych hord. Po kilku rundach z „We
Are the Black Knights” stwierdzam, że to, co miało być geograficzną ciekawostką
okazało się albumem, do którego jeszcze nie raz chętnie wrócę. I na pewno
sprawdzę późniejsze nagrania Godkiller, bo jeśli rozwijali się w takim tempie,
to być może znajdę jakiś zaginiony klejnot z drugiej połowy lat
dziewięćdziesiątych. Monako… No kto by pomyślał…
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz