PIRKAN
„Holy
Amnesia”
Sun
& Moon Records 2022
Muzyka zawarta na drugim krążku
węgierskiego Pirkan to dźwięki przeznaczone raczej dla wąskiego, wręcz
eklektycznego grona słuchaczy przemierzających bezbrzeżne oceany muzyki zwanej
eksperymentalną. „Święta Amnezja”, którą staram się Wam tu przybliżyć to właśnie
album, który niczym dobry pieróg nadziany jest takimi nieoczywistymi, często
popapranymi formami dźwiękowej materii. I trzeba przyznać, że dzieje się tu
sporo, gdyż zespół korzysta z wielu źródeł inspiracji i czerpie z nich odważnie
pełnymi garściami. Usłyszymy tu zatem sporo muzyki etnicznej, wykorzystującej
plemienne rytmy i elementy zakorzenione głęboko w ludowej obrzędowości, które
nadają tej muzyce pewien charakterystyczny, niekiedy wręcz delikatnie rytualny
posmak przypominający ofiarną atmosferę panującą w świątyniach Dalekiego
Wschodu. Sporo tu także odniesień do szeroko pojętego grania psychodelicznego w
różnych odcieniach, począwszy od wwiercających się w skronie, świdrujących masę
szarą w mózgu elektronicznych tekstur, tworzonych na syntezatorach analogowych
przepuszczonych przez cyfrowe generatory dźwięku, po ciężkie, smoliste,
miażdżące sekcje dronów, czy obecne w tle, wpływające niekiedy na podświadomość,
ambientowe rezonanse, lub zainfekowane chorobą psychiczną pogłosy, szumiące
dźwięki i ledwie słyszalne echa rodem z przybytku penitencjarnego o charakterze
zamkniętym, czy też zakładu pogrzebowego. Całości dopełniają niepokojące
dzwonki, szepty, flet, oraz bas lawirujący pomiędzy złowrogim dudnieniem, a
nieco bardziej subtelnymi tonami. Oczywiście pojawiają się tu także różnorakie
instrumenty akustyczne, lecz nie odgrywają one znaczącej roli, pełniąc jedynie
funkcje zdobnych akcesoriów, więc nie będę się nad nimi spuszczał. Za to medytacyjne
wokale, którym towarzyszy zapętlona sekcja rytmiczna, czy obecne tu elementy
gardłowej muzyki mongolskich stepów naprawdę robią robotę i sprawiają, że
niekiedy z głuchym trzaskiem opada kopara. Dosyć wymagająca to jednak płyta i
nie da się jej łyknąć tak od razu, niczym maminej owsianki, gdyż dźwięki płyną
tu wielowarstwowo. Trzeba dosyć mocno zaangażować się w jej treść i niemal siłą
wgryźć się w środek myśli przewodniej, aby zawarta tu muzyka w pełni przemówiła
do świadomości słuchacza. Czy warto to uczynić? Moim zdaniem tak, choć w
gruncie rzeczy każdy musi sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Jedno jest
pewne. Każdy, kto się na to zdecyduje, musi być świadomy, że „Holy Amnesia” to
płyta daleka od tanich form ekspresji, czy zwykłego, w chuj prostackiego
efekciarstwa. Ten transowy, szmanistyczny wręcz krążek jest prawdziwy, szczery
niemal do bólu i doskonale nadaje się do medytacji, czy astralnych podróży. Tak
więc wszyscy żywo zainteresowani sceną Ambient/Drone/Psychodelic powinni zainteresować
się dwójeczką Pirkan (o ile oczywiście jeszcze tego nie uczynili). Reszta w
zasadzie bez żalu i wyrzutów sumienia może sobie odpuścić.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz