środa, 2 listopada 2022

Recenzja VACUOUS DEPTHS „Corporal Humiliation”

 

VACUOUS DEPTHS

„Corporal Humiliation”

Chaos Records / Blood Harvest / Goat Throne Records (2022)

 


I oto kapela, która przybyła z deathmetalowej mekki czyli z florydzkiej Tampy. Rozczaruje się jednak ten, który tęskni za klasycznym death metalem tamtejszej sceny sprzed 30 lat, gdyż Amerykanie grają zdecydowanie bardziej nowomodnie i robią to naprawdę dobrze. Zajęło mi trochę czasu, żeby napisać coś o tym materiale, ale głównie dlatego, ze wcale nie tak łatwo go sklasyfikować. Te 33 minuty muzyki przynoszą w zasadzie po troszeczku z każdej sceny – od amerykańskiej, przez szwedzką, po brytyjską. Dwa słowa jakie nasuwają mi się na myśl słuchając „Corporal Humiliation” to „piaszczyste” i „masywne”. Muzyka daleka jest od szaleńczego tempa, które pojawia się tutaj sporadycznie. Dominują dynamiczne, posuwiste akordy spod znaku Bolt Thrower, przy czym Amerykanie starają się nie trzymać sztywno konwencji obranej niegdyś przez Willetsa i spółkę. Drugim moim skojarzeniem jest Carcass z okresu „Necroticism” - tutaj widzę poro zbieżności jeśli chodzi o brzmienie i masywność, która choć nosi znamiona deathgrindu to muzycznie go zbyt wiele nie oferuje. Tu i ówdzie upychane są inne smaczki, a to jakieś smakowite przejście perkusyjne to jakiś szwedzki żwir zaciągnie basem po uchu. Nie brakuje tu masywnych, pełnych groovu riffów, które nie giną w tym żużlowym, brudnym brzmieniu. Produkcja tego wydawnictwa jest niesamowitym atutem tego tria i chroni go poniekąd przed wpadnięciem w pułapkę bycia jednymi z wielu. Na szczęście kompozytorsko debiut Amerykanów naprawdę się broni sam, a muzycy wiedzą jak podkreślać swoje atuty. Jedynym aspektem, który ciągnie ten materiał  w dół są wokale – monotonne, jakby z oddali, trochę pozbawione mocy i dynamiki, ale nie tak głębokie i gardłowe, by powiedzieć o nich, że są z generatora. Pierwszy pełniak Vacuous Depths podejrzewam, że przejdzie niezauważony, bo promocji tego materiały w Internecie jak na lekarstwo. Szkoda, bo uważam, że jest to jeden z solidniejszych, tegorocznych metali śmierci. Może nie jest to wydawnictwo na pierwszy szereg, ale na pewno jedna z ciekawszych pozycji w gatunku jeśli chodzi o „drugi wybór”. Szczerze polecam, bo to naprawdę kawał dobrze napisanej, dalekiej od nudy muzy.

 

 

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz