Impugner
„Advent of the Wretched”
Sentient Ruin Laboratories / Caligari Rec. 2022
Hej, chłopcy i dziewczęta, znacie może Autopsy? Jeśli
wasza odpowiedź brzmi twierdząco, to w zasadzie znacie też norweski Impugner.
Tak w dwóch zdaniach można by w zasadzie streścić tą recenzję. Bo na dobra
sprawę ten północny twór bardzo mocno bazuje na spuściźnie Amerykanów. W takich
przypadkach zazwyczaj sprawa jest z reguły czarno – biała. Czy to jest jedynie
bezmyślne, czy nieudolne naśladownictwo, czy też może rozwijanie pomysłów na
podstawie starego, znanego i poniekąd oklepanego przepisu. No cóż… Nie będę
kłamał, że sprawa ma się dwojako. Bowiem innowacji, czy nowych elementów
własnych tu jak na lekarstwo. „Advent of the Wretched” to album oparty o jeden,
wyraźnie słyszalny filar, którego nazwę już wspomniałem. Brzmienie gitar,
sposób bębnienia, charakterystycznie chaotyczne linie melodyczne czy nawet
wokal, zarówno pod względem barwy jak i sposobu artykulacji, to wszystko to jebane
w dupę Autopsy. A jak tu pięknie plumka bas, jak na „Severed Survival”. No i
fajnie, bo takiego grania nigdy za wiele, zwłaszcza dla maniakalnych
worshipperów Reiferta i spółki. No ale skoro wspomniałem o tym niewielkim, ale
jednak, wkładzie własnym to trzeba chłopakom przyznać, że się starają. Jest tu kilka zagrywek bardziej
nowoczesnych, mocno pokręconych, które podkreślają własną tożsamość Impugner. A
jednocześnie udowadniają, iż będąc niemal kalką kultowego zespołu można nadal
oddawać mu hołd, a zarazem odgrzać kotleta po swojemu. Mi się ten krążek wgryzł
w głowę dość szybko i nadal w niej siedzi. Celowo nie wymieniam z nazwiska
muzyków zaangażowanych w to przedsięwzięcie, bo reklamowanie go personaliami
byłoby bezcelowe. Ono samo obroni się, w ściśle określonej niszy, samo. I w
zasadzie to wszystko, co mam dziś do powiedzenia, bo po co niepotrzebnie
rozwijać temat oczywisty. Krótka piłka – lubisz Autopsy, to łykasz Impugner.
Dziękuję, dobranoc.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz