sobota, 19 listopada 2022

Recenzja Echoes of Yul “The Blessing Bell”

 

Echoes of Yul

“The Blessing Bell”

Tar Trail Rec. 2022

Nie będę ukrywał, że Echoes of Yul kocham miłością bezwzględną i na następcę “The Healing” wyczekiwałem jak na mało którą płytę, niejednokrotnie trując dupę człowiekowi odpowiedzialnemu za rzeczony projekt. No bo sami przyznacie, że przez siedem lat, jeśli nie liczyć wydawnictw pobocznych, to można się niemal ponownie narodzić. Nie mniej jednak każdy dzień oczekiwania na „The Blessing Bell” został ostatecznie wynagrodzony, i to z nawiązką. Nowy album Echoes of Yul to w prostej linii kontynuacja „The Healing”. Jeszcze głębsza, jeszcze bardziej dojrzała i jeszcze mocniej trącająca struny uczuć odbiorcy. Celowo mówię o uczuciach, bo muzyka, z jaką tu obcujemy, nie należy do  gatunku tych, których się jedynie słucha. Twórczości Echoes of Yul, jeśli chce się ją dogłębnie poznać, należy doświadczać niemal organoleptycznie, spędzić z nią trochę czasu sam na sam, najlepiej w całkowitej ciemności. Pozwolić jej zawładnąć naszym umysłem, wsiąknąć w głąb, omamić niczym narkotyk i dać się jej prowadzić przez tworzony przez kompozytora świat. Świat tworzony za pomocą dźwięków elektronicznych, drone’owych, ambientowych, noise’owych… Świat będący fuzją mroku i piękna, w tym przypadku przecudownie się przeplatających i uzupełniających. Świat pełen tajemnic, jednocześnie niepokojących, wywołujących ciarki na każdym skrawku ciała, co i łagodnie uspokajających, bujających do snu w innej rzeczywistości. Kilka razy, przy okazji płyt dla mnie wybitnych, pisałem, że potrafią one malować dźwiękiem obrazy w głowie odbiorcy. „The Blessing Bell” tego nie robi. „The Blessing Bell” JEST żywym obrazem. Trójwymiarowym, surrealistycznym, niesamowicie tajemniczym, skrywającym w sobie mnóstwo nadzwyczajnych wizji. Jest niczym podróż wewnątrz siebie, sprawdzianem dla własnego ja, rachunkiem sumienia. Echoes of Yul zawsze był zespołem oryginalnym, tworzącym trendy, a nie nimi podążającym. I wciąż pozostaje, przynajmniej dla mnie, tworem genialnym. Uwielbiam zanurzać się w pejzaże „The Blessing Bell”, chłonąć każdy zawarty na tym wydawnictwie dźwięk tak łapczywie, jakby jutra miało nie być. To nie jest absolutnie płyta dla każdego. Przeciwnie, myślę, że w pełni doświadczą jej jedynie ludzie wrażliwi na piękno, potrafiący emocjami odpowiadać na emocje, nie wstydzący się swoich uczuć. Po raz kolejny Michał stworzył coś wyjątkowego, coś co zostanie ze mną na zawsze, niczym blizna. Mogę podsumować swój tekst wyłącznie w jeden sposób. Z głębi serca, dziękuję.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz