„Peace & Doom Session
Vol. II”
Electric
Valley Records 2022
Ponownie
zaglądamy w gościnne progi Electric Valley Records, a przyczynkiem do tej
wizyty jest pierwszy pełniak niemieckiego Purple Dawn. Wszem i wobec wiadomo,
że ten włoski label ponad wszystko ukochał klasyczne, ciężkie dźwięki i takie
też, co dziwić nie powinno, znalazły się także i na jedyneczce Purpurowego
Świtu. Trio z Kolonii rzeźbi bowiem w tradycyjnym Stoner/Doom Metalu i trzeba
przyznać, że robi to naprawdę dobrze. Wszystko oczywiście zakorzenione jest w
nieśmiertelnych kanonach gatunku, czyli beczki są zwaliste i tłuste, bas gruby
i soczysty, riffy masywne, zwarte i gęste, solówki obfite i kompetentne, a
wokale głębokie i dynamiczne. Nad całością unosi się wyśmienity, niewąsko
zakwaszony, psychodeliczny feeling, jednak przebijają z tej muzy także wyraźne,
okultystyczne opary mroku. W dźwiękach tych obecny jest duch Black Sabbath, Pentagram,
czy Trouble, ale jednocześnie wpływy te nie zamykają tego albumu w ciasnych, gatunkowych
ramach. Dużo w tych dźwiękach przestrzeni i zaskakująco zaraźliwych,
elektryzujących momentów zbudowanych przez wijące się okazale, pokaźne linie
melodyczne i konkretny groove. Doskonałym na to przykładem może być choćby „The
Moon Song”, przy którym naprawdę trudno nie zarzucić grzywą. Swoje robią także
umiejętnie, a co najważniejsze, gustownie użyte elementy Progresywnego Rocka z
lat 70-tych, oraz wyraźnie słyszalne zamiłowanie do wyluzowanego Bluesa. Dzięki
temu album ten zabiera słuchacza w mocno surrealistyczną, dziwną podróż poprzez
cienie przeszłości, napędzane szumem rozgrzewających się wzmacniaczy lampowych.
W każdym z siedmiu znajdujących się tu wałków odnajdujemy zarówno dotyk bogów
Heavy/Doom/Stoner Metalu, jak i pewne części poszczególnych rozdziałów
ewangelii napisanych przez ich współczesnych apostołów. Nie mam wątpliwości, że
tym krążkiem zespół dopisał kolejną część następnego rozdziału owej ewangelii. Lubię
raz na jakiś czas popłynąć w takie klimaty (wszak wychowanym jest na klasyce),
więc płytka ta sprawiła mi sporo niekłamanej przyjemności. Myślę, że z kolejnym
materiałem Purple Dawn także będzie mi po drodze, więc z całą pewnością
sprawdzę go, gdy tylko się on zmaterializuje. Dla maniaków ciężkiego,
klasycznego szarpania strun pozycja obowiązkowa.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz