piątek, 25 listopada 2022

Recenzja Mordhell „Satanic Wombs”

 

Mordhell

„Satanic Wombs”

Fallen Temple 2022

Czy w ogóle trzeba posłuchać „Satanic Wombs”, by dowiedzieć się, co to wydawnictwo zawiera? Przecież już sama okładka, której stworzenie zajęło autorowi zapewne kilka minut, mówi wszystko. A jak komuś mało, to niech sobie zajrzy do „książeczki”, dokładnie na druga stronę i zastosuje się do tego, co tam ujrzy. Mordhell serwuje dziś kolejną dawkę black metalu z gatunku prymitywnych i mocno skażonych nordycką drugą falą. Co jak co, ale panowie we wczesne blackmetalowe Darkthrony umiom jak mało kto. Mikstura garażowego bzyczenia, dość sowicie doprawionego punkowym sznytem, okraszona prostackim, odpychającym brzmieniem, jednocześnie pełna chwytliwych akordów i cholernie szorstkich wokali – to prosty, banalny wręcz przepis na prawdziwy czarci metal. Że oryginalności w tym tyle co kot napłakał? Koło pędzla mi to lata. Odkąd wspomniany Darkthrone powędrował w swoje heavymetalowe knieje, zdecydowanie bardziej lubię posłuchać właśnie takich imitatorów niż oryginału. Tym bardziej, że imitacja imitacją, ale jeśli jest zrobiona z takim ser duchem jak w przypadku Mordhell, to mi do szczęścia więcej nie trzeba. Chociaż wróć… Owszem, trzeba. Bo co to ma do cholery być, tylko dziesięć minut autorskiej muzyki? No troszkę, kurwa, mało! Pozostałą część „Satanic Wombs” stanowią trzy covery – „The Rite of Darkness” Bathory, „Det Svarter Na” Darkthrone oraz, chyba najbardziej zaskakujący, „Tomhet” Burzum. Mimo wszystko jednak… Czy muszę ten krążek polecać? Wolne żarty. Nowych fanów te nagrania zespołowi na pewno nie przysporzą. Starzy będą zachwyceni.  Zatem każdy z was już doskonale wie, co z tym fantem zrobić. Albo olejecie „Satanic Wombs” ciepłym moczem, albo natychmiast wyślecie wydawcy pinionszki za swoją kopię. True Black Metal Cult Eternal!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz