niedziela, 13 listopada 2022

Recenzja SENTIENT HORROR „Rites of Gore”

 

SENTIENT HORROR

„Rites of Gore”

Redefining Darkness Records / Testimony Records 2022

Miłośnicy tradycyjnie mielonego, szwedzkiego, śmiertelnego mięsiwa powracają ze swym trzecim albumem długogrającym. I to jest moi drodzy parafianie bardzo dobra wiadomość, zwłaszcza dla fanów darzących odwiecznym uwielbieniem skandynawski Old School Death Metal. Tych czterech panów zza wielkiej kałuży na swej najnowszej produkcji ponownie bowiem dojebało tak, że praktycznie nie ma co zbierać. Od pierwszych sekund „Rites of Gore” atakują nas znane i w chuj lubiane (przynajmniej przez mnie) dźwięki, których nie powstydziliby się najwięksi krezusi tego stylu z lat 90-tych. Sentient Horror z dumą gra w sposób hołdujący tradycyjnemu Metalowi Śmierci, a jednocześnie nadaje tym kompozycjom swój własny szlif, co jest niewątpliwie dużą wartością dodaną ich muzyki. Monolityczne beczki i gruby, rozrywający bas tworzą tu upiorną harmonię z mnóstwem rzygających wokaliz i patroszącymi okrutnie, ziarnistymi riffami, które przecudnie zalatują klasycznym tonem piły łańcuchowej. Ich uwielbienie dla kanonicznego, szwedzkiego Death Metalu w stylu najlepszych produkcji Entombed, Dismember, czy Grave jest niesamowicie przyjemne samo w sobie, ale wkomponowanie nieco bardziej technicznych solówek i niszczących blastów pachnących z lekka Cannibal Corpse, czy też miażdżących faktur, z których byliby dumni choćby muzycy Jungle Rot, czy Obituary, a więc elementów kierujących nasze myśli bardziej w stronę ich ojczystych stron sprawia, że najnowsza propozycja zespołu jest czymś więcej, niż kolejnym, poddańczym  hołdem dla tytanów Królestwa Szwecji. Te dźwięki żyją i mają niezaprzeczalnie swój charakter, mimo że niemal bezwstydnie czerpią z bogatej spuścizny gatunku pełnymi garściami. Brzmienie „Rites…” jest takie, jak być powinno (podobnie zresztą było w przypadku poprzedniego „Morbid Realms”), czyli potężne, tłuste, dynamiczne, brutalne i z pleśniowym aromatem. Jonny Petterson i Dan Swanö ponownie odjebali tu kawał doskonałej roboty. Nie wiem, czy jest to płyta, która przetrwa próbę czasu, czy może za rok zatrze się ona już nieco w mojej pamięci i, prawdę mówiąc mam to w dupie. Jak dla mnie trójeczka Sentient Horror to wyśmienity ochłap klasycznie krwistego Metalu Śmierci, a co najważniejsze na podstawie dotychczasowych wydawnictw uważam, że zespół cały czas jest na fali wznoszącej. Czekam zatem z niecierpliwością na kolejny, polerowany po amerykańsku szwedzki rozpierdol prosto z New Jersey.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz