niedziela, 27 listopada 2022

Recenzja SUKKHU „Labyrinths”

 

SUKKHU

„Labyrinths”

Nigredo Productions 2022


Sukkhu to horda, która trzy lata temu narodziła się w mrocznych zaułkach czeskiej Pragi. Dwa lata pracowali nad wizją swej muzyki, szlifując przy tym umiejętności i po owym czasie, gdy wszystko się wykrystalizowało, zespół puścił w eter dwa materiały, singiel „Purify by Fire” i niespełna miesiąc później „Labyrinths”, będący już pierwszym ich, pełnym albumem. Oba tematy egzystowały początkowo wyłącznie w formie digital, jednak „Labirynty” na tyle spodobały się radzie nadzorczej Nigredo Productions, że ta wydała odpowiednie zarządzenie, aby rzeczona produkcja przybrała formę bardziej namacalną i tak oto narodził się gustowny digi-pack wydany w limitowanej ilości 300 kopii. No to teraz trochę o muzyce. Krążek ten wypełnia fachowy, tradycyjny Black Metal w swej klimatycznej postaci odwołujący się bardzo często do klasycznych już dziś produkcji z lat 90-tych. Dupy może ta płytka nie urywa, ale rzetelne to granie, które z pewnością znajdzie swych zwolenników pośród maniakalnych wyznawców czerni. Beczki nie szaleją jakoś specjalnie, ale mają odpowiedni ciężar i utrzymują równe tempo, co niewątpliwie pomaga budować atmosferę tego krążka. Wydatnie wspomaga je bas nadający tej produkcji odpowiedniej głębi i siły wyrazu. Siarczyste, zimne riffy, mimo że sporo w nich melodyjnych akcentów potrafią solidnie przeczołgać słuchacza, ale przede wszystkim bardzo dobrze budują klimat tego albumu (mam zresztą wrażenie, że w założeniach taki był ich nadrzędny cel), a ten przepełniony jest mrokiem, melancholią i okultystycznymi wibracjami. Partie solowe są staranne i dopracowane, ale zupełnie niepotrzebnie moim zdaniem zaglądają do Heavy Metalowego ogródka, gdyż to uszczupla pokłady ciemności spowijające owe „Labirynty”. Warstwę instrumentalną uzupełniają rasowe, szorstkie, ponure wokale (z wyjątkiem tych całkowicie zbędnych pseudooperowych wykwitów w ostatnim wałku) pani Morgause, które idealnie wpisują się w muzyczny przekaz Sukkhu, podkreślając zarazem z lekka mistyczny feeling konsekwentnie budowany przez czeskich muzyków. Chwilami, właśnie z racji wokali, choć nie tylko, twórczość tego trio kojarzy mi się trochę z tym, co można było usłyszeć na produkcjach Darkened Nocturn Slaughtercult (tyle że Darkened Nocturn Slaughtercult moim skromnym zdaniem robili to o całe piekło lepiej i zdecydowanie silniej do mnie przemawiali). Przyjemny w obejściu to materiał, można w jego towarzystwie odbyć krótką wycieczkę po ciemnej stronie mocy, lecz żadnego, potężnego demona z piekła rodem tam nie spotkamy. Tak więc podsumowując krótko: jak dla mnie granie kompetentne, ale o upapraniu gaci nie ma mowy. Wszyscy jednak niepoprawnie zakochani w Black Metalu zapewne łykną jedynkę Sukkhu łapczywie, niczym miejskie gołębie to, co spadnie im w okolicach dzioba.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz