TRUP
„Nie” (Ep)
Godz Ov War Productions 2022
Kilka
Trupów wypełzło ostatnimi czasy ze swych mogił i niewątpliwie każdy z nich chce
zapisać się w pamięci śmiertelników. Jeden z nich objawił się nawet w Kanadzie.
Nam jednak wystarczy naszych, krajowych nieboszczyków, importowani nam
niepotrzebni, więc tego z kraju klonowego liścia żegnamy ozięble. Trup, którego twórczość
zamierzam Wam tu teraz przybliżyć,
przybywa do nas ze Stolicy i swą popapraną niewąsko muzyką ryje beret tak, że
się kurwa drobne w kieszeni nie zgadzają. No ja pierdolę, słucham tegorocznego
materiału tej hordy już po raz enty i za każdym razem zapadam się głębiej w te
pojebane jak skuter śnieżny dźwięki i nie mogę się od nich oderwać. Na pozór
jest to umiejętne połączenie Black i Sludge Metalu, czyli gatunków leżących od
siebie tak daleko, jak od najbliższego drzewa w pizdu. No i sporo w tym prawdy,
gdyż siarczysty, miły niewątpliwie Szatanowi, czarny napierdol spotyka się tu z
gęstymi, mulistymi niczym trzęsawisko strukturami dźwiękowymi o kwaśnym Ph,
które zasysają walczącego jak świąteczny karp, o każdy życiodajny haust
powietrza słuchacza w głąb cuchnących zgnilizną odmętów, w których nie
znajdziemy nic, prócz rozrywającej płuca, bolesnej agonii. Byłoby jednak zbyt
łatwo, gdyby ten materiał opierał się jedynie na tym wyśmienicie skądinąd stworzonym
amalgamacie. Jakby tego było mało, na „Nie”(mam nadzieję, że tytuł tego
materiału nie jest powiązany z ukazującym się ongiś periodykiem Jerzego Urbana)
usłyszymy także sporo industrialnego, cuchnącego miejskimi fekaliami brudu, chorych,
psychodelicznych akcentów, jak i rozwiązań zaczerpniętych z Post-Black Metalu,
za którym kurwa delikatnie rzecz biorąc nie przepadam, ale jeżeli jest on użyty
tak, jak na tej produkcji, to kłaniam mu się w pas. Kurwa, poruszyła mnie ta
płytka dogłębnie, niemal aż do cewki moczowej. Pan Grzegorz z Godz Ov War nie
pierwszy już raz wyłuskał z przebogatego, polskiego undergroundu prawdziwą
perełkę, która lśni czarnym blaskiem wśród wpierdalających jabłka i własne
odchody wieprzy. No w pizdę palec, napisałem już tony recenzji, a brakuje mi
słów, aby jakoś zakończyć moje wypociny na temat tej płytki. Powiem więc tak.
Wiem, że rożnie bywało z wcześniejszymi materiałami Warszawskiego Trupa, ale
„Nie” to zdecydowanie nowe rozdanie i jeżeli zespól podąży dalej w tym
kierunku, to będzie miał we mnie oddanego zwolennika, który, gdy będzie trzeba,
nie zawaha się bronić ich piersią własną (a kto mnie zna, ten wie, że dam radę,
gdyż pierś u mnie słusznych rozmiarów). No dobra, a teraz już na poważnie. Wyśmienity materiał. Trafiło mnie cholernie głęboko. Jestem
rozjebany i mam nadzieję, że prędzej skonam, niż powiem ponownie temu Trupowi
„Nie”.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz