Joys Of Life
„Ausweg / Existenzfeind”
Zły Demiurg 2018
Obok
innych kapel Zły Demiurg bierze się tej jesieni za wydanie mało znanego
solowego projektu z Serbii. Mowa tu jak widać wyżej o Joys Of Life, który
powstał w 2014 roku. W 2015 koncept ten nagrał swoją pierwszą płytę, zaś trzy
lata później omawianą „Ausweg / Existenzfeind”. Po czterech wiosnach od jej
zarejestrowania przypomina o nim nasze rodzime wydawnictwo. Pierwszy album „Dem
Tod Się Dank” zawierał depresyjny black metal, który w swym posępnym wyrazie,
raczej stronił od wyraźnej linii melodycznej. W przypadku „dwójki” jest nieco
inaczej. Co prawda, jak w przypadku poprzedniej produkcji, akordy płyną tutaj w
średnim i marszowym tempie. Jednak zimne gitary z „jedynki” poszły w odstawkę.
Brzmienie jakby się trochę ociepliło i wraz z dużo wyraźniejszą sekcją
rytmiczną, zrobiło się trochę ciężej. Muzyka skręciła delikatnie w stronę doom
metalu, a to głównie za sprawą szczególnego, „luźnego” puszczania strun, co
odbywa się w odpowiednich momentach, tworząc przysadzistą atmosferę. Oczywiście
oprócz wspomnianych nie brakuje również innych form stylistycznych właściwych
dla black metalu, a jest ich tutaj ździebko więcej niż na debiucie. Oprócz
spokojnych tonów, otrzymujemy również pełne wściekłości zrywy, przerywniki na
„czystych” strunach jak i również tremolo. Interesująco brzmią także łzawe i
bardzo powolne solówki. Dopamine, bo tak się nazywa nasz artysta, tym razem
dodał do swoich kompozycji sporo folkowych melodii. Na szczęście nie mają one
fińskiego wydźwięku i nikt sobie przy nich nie poskacze. Snują się one w smutny
sposób, gdyż to przecież black metal przesiąknięty czarną melancholią. Na
„Ausweg / Existenzfeind” rzuca się na uszy pewien postęp w komponowaniu
utworów, a może to tylko łączenie gatunków zamydla mi oczy? Nie wiem. Jednakże
liniowego bleczura tu nie usłyszymy. Poprzez zastosowanie różnych peryfraz
otrzymujemy bardziej złożone utwory od tych zawartych na „Dem Tod Się Dank”,
które pomimo swojej długości nie nużą, ponieważ cały czas coś się w nich
zmienia, leciutko tempa, sposób riffowania, a także płynne przejścia z
chmurnych tonów, do tych wypełnionych wściekłością. Cóż, „najnowsza” propozycja
Joys Of Life, to ciekawy zlepek pagan, doom i black metalu o bardzo
kasandrycznym usposobieniu, które doskonale wzbogaca świetny wokal i słowa w
języku niemieckim. Prawie godzina muzy zlatuje szybko, jeśli tylko damy jej szansę.
Frapujące podejście do czarnej sztuki w autorskim ujęciu. Jeśli lubicie
eksperymenty, to zapraszam na spotkanie z tym Serbem.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz